Co za dużo to nie zdrowo. Wszyscy chyba to znamy. Ostatnio wiele rzeczy mnie przytłaczało. Lubię mieć wszystko pod kontrolą, a tu mi się wciąż coś wymykało. To wiecznie robiący się bałagan, to sprzeciw dzieci na drzemkę w ciągu dnia, to ciągłe pobudki nocne. Wreszcie pogoda, która sprawiała, że półgodzinne szykowanie dziewczyn stawało się bezsensownym, bo po wyjściu z domu okazywało się, że owszem słonko jest ale jest też wiatr, który prawie głowy urywa albo znikąd pojawiał się deszcz.
Nawet masa maili i prywatnych wiadomości przytłaczała. A ja przecież lubię na nie odpisywać. Lubię, gdy coś się dzieje. A tu nagle za dużo się działo i zaczęłam wymiękać. Wzięłam na siebie za wiele i czułam ogromny ciężar na swoich barkach.
Popadłam w marazm. Nieraz chciałam to rzucić, a myśl o tym, by gdzieś wyjechać (i to na dłużej) pojawiała się częściej niż zwykle. Czułam się tak jakbym stała w miejscu. Wiecznie z siebie niezadowolona. To przecież miało być inaczej, miałam to zrobić lepiej, postarać się bardziej. Wyssało ze mnie całą energię.
A co takiego? Dzieci? Zła pogoda? NIE. Ja sama. Postawiłam sobie za wysoko poprzeczkę. Zbyt wiele od siebie wymagałam i poległam. Blog jest częścią mojego życia. Jest ważną częścią ale nie najważniejszą. Na każdym polu swojego życia staram się robić coś dobrze albo nie robić wcale. I to mnie zgubiło. A przecież świat się nie zawali, gdy odpowiem po dwóch dniach, a nie godzinach na ofertę współpracy. Czytelnicy nie obrażą się (mam nadzieję ;)), gdy odpowiem na ich wiadomość z poślizgiem.
Nie muszę robić wszystko perfekcyjnie. Doszłam już do tego etapu, że zwyczajnie się nie da. Kiedy blog był mniej popularny to na spokojnie wszystko dało się „ogarnąć”. Trochę się zmieniło od tego czasu. Nic tylko się cieszyć- rozwijam się, dzięki Wam.
I w końcu to zrobiłam. Dzieci poszły na drzemkę, a ja… Wyłączyłam komputer. Nie nadrabiałam zaległości w korespondencji, a na spokojnie zajęłam się SOBĄ. Ulubiona płyta i odpłynęłam.
A spacer? Da radę nie wziąć komórki ze sobą. I przeżyć 3 godziny bez odpisywania „na szybko”. A jaki to miły spacer.
Odetchnęłam. A potem obniżyłam nieco poprzeczkę i to na każdym polu. A jedyne co muszę to znaleźć chwilę dla siebie.
Też za dużo od siebie wymagacie? To chyba domena kobiet. Same sobie chcemy udowodnić, że możemy więcej, lepiej, bardziej. A potem nas to przytłacza. Nasz perfekcjonizm. A w międzyczasie zapominamy o sobie. Macie podobne doświadczenia? Podzielcie się nimi w komentarzach.
Zdjęcia: Grzegorz Maj
Makijaż: Studio Berenika
Madziu jak Ty pięknie wyglądasz :))
Też często stawiam sobie wysoko poprzeczkę i „świat” mnie przytłacza. Takie wolne od wszystkiego jest bardzo pomocne 🙂
Zdecydowanie takie „wylogowanie się” na chwilę bardzo pomaga 🙂
Dziękuję Heniu :*
Kochana alez Ty pieknie wygladasz :-* Zdjecia rewelacja.Kazdy z nas ma sobie samemu cos do udowodnienia,poprzeczki podnosimy i zle na tym wychodzimy.Staje sie to nasza obsesja ale nie prowadzi do niczego dobrego.Nakrecamy sie i za bardzo chcemy ,a tak sie nie da.Zycie jest za krotkie zeby myslec o tym czy damy rade,czy zdazymy itp.Czasem wolne od wszystkiego dobrze robi i pomaga sie skupic na tym co najwazniejsze,na rodzinie 🙂
Otóż to Natalia- dobrze gadasz. Życie jest na to wszystko za krótkie 🙂
czytając chciałam napisać, żebyś zamiast nadganiania zaległości odpaliła muzykę i się zrelaksowała, a potem okazało, że nie tylko ja mam takie sposoby 🙂 ja to w ogóle to lubię odpalić sobie vinyla (tylko na razie muszę naprawić wieżę 🙁 )..hmm..stawiania poprzeczki za wysoko, skąd ja to znam..coś sobie wymyślę, a potem okazuje się, że talentu mam za mało i wygląda to inaczej niż w mojej głowie..ale i tak to kończę z poślizgiem lub bez, w swoim tempie..a jak ktoś mi zagląda przez ramię i próbuje pospieszyć, to wylatuje na kopach 🙂
Hehe czyli jak u mnie- wszyscy co chcą mnie popędzić też dostają po łapach 😀
No no no jaka laska…biznesswomen….super. Dokładnie takie same odczucia mną targają od jakiegoś czasu, właściwie odkąd wróciłam do pracy. A w sobotę mnie już całkiem przesrosło….ale o tym napiszę na blogu, kto chętny to przeczyta. Pozdawiam
Kochana zapodaj mi tu swojego bloga!
Sylwianna1985blogspot
🙂
Ostanie zdjęcie ♡
ja też za wysoko stawiam sobie poprzeczkę do tego jestem uparta i to mnie gubi -zmęczenie psychiczne daje się we znaki. Pora wyluzować.
Upór- też to znam 😀
to jakbys pisala o mnie;p ale ja musze;/ cholera narzeczony za granica tez z musu a ja zalatwiam wszelkie sprawy zwiazane ze slubem, chrzcinami , ubiorem calej 4 na „ten dzien”, w miedzy czasie przedszkole do ogarniecia, pity do rozliczenia ( to zalatwialismy 2 msce nie bylo hop siup) codzienne rehabilitacje mlodszego… lubie szybkie zycie ale bez przesady.. chce majowy weekend, wyjazd calej 4 z dala od gdanska, basen, spacery itp. bez myslenia o codziennych sprawach… a we wrzesniu chocbym miala na glowie stanac lece za granice najlepiej zebym nic robic nie musiala i chociaz na 10 dni;p wrrr… ciezkie zycie kobiet;p
Kurcze pewnie przed ślubem jest tych spraw wiele, a na dodatek Ty z dwójką dzieciaczków jesteś z tym sama 🙁 Oby ta gorączką przedślubna się skończyła i obyś odetchnęła- na wakacjach za granicą 🙂
Powiem ci, że też jestem osobą, która lubi stawiać sobie wysoko poprzeczkę. Lubię być zajęta i spełniać się w tym co robię. A gdy coś mi nie wychodzi to staram się to robić z większym wysiłkiem, żeby w końcu ten sukces osiągnąć.. i czasem tak sobie myślę, że potrzebuję czasem odpocząć… wyluzować… I chyba będę musiała znaleźć więcej czasu dla siebie. 🙂
Zdecydowanie, bo w takim tempie to organizm w końcu może powiedzieć „stop”.
Dokładnie tak, dlatego wyjechaliśmy do NY 😉 dawajcie tutaj, to poodpoczywamy razem od tego perfekcjonizmu 🙂
Asiu! Dwa razy nie musisz mi powtarzać 😀
Też jak zaczęłam czytać Twój tekst to pomyślałam, ze mam tak samo!To ciągłe udowadnianie sobie, że dam radę i mogę wziąć na swoja głowę jeszcze więcej i więcej.Bez sensu. Nie mam siły na wiele, ale kiedyś wypruwałam z siebie żyły, żeby nad wszystkim panować. I po co? Lepiej iść na spacer z dzieckiem. *zuza
Zdecydowanie lepiej pójść na spacer, a potem trochę odpuścić.
Pozdrawiam Zuza 🙂
Magda
Madzik Ty wiesz, że my nadajemy na tych samych falach 🙂
Już nie raz się o tym przekonałam 🙂
Jakbym czytała o sobie. Dokładnie tak jak piszesz chyba każda z nas tak ma. Wszystko chciałbysmy żeby było dopracowane perfekcyjne. A czasem po prostu się tak nie da. Powoli też zaczynam odpuszczać różne rzeczy, świat się nie zawali jak zrobię je nie teraz tylko później i odrazu swiat staje się piękniejszy
Masz rację Kasiu- wtedy widzimy wszystko w lepszych barwach, wystarczy trochę zwolnić 🙂
co prawda to prawda 🙂
🙂
Ja wyleczyłam się z perfekcjonizmu jak mój synek miał pół roku. Wtedy zrozumiałam, że świat się nie zawali jak prześpię się z nim, zjemy na obiad kanapki, a naczynia w zlewie poczekają do wieczora. Dzięki temu moje dziecko ma szczęśliwą, trochę mniej zmęczoną mamę i w domu jest mniej napięta atmosfera.
Nieźle odchorowałam tą przemianę, ale wyszła ona wszystkim na dobre.
I o to chodzi- żeby wszyscy byli zadowoleni 🙂
Cały myk polega na tym, że trzeba być trochę egoistą. Miałam podobnie. Zawsze na czas, zawsze perfekcyjnie, zawsze były ważniejsze sprawy niż ja. I przyszedł taki moment, że zwyczajnie zwolniłam. Nikt na tym zbytnio nie ucierpiał, a ja zobaczyłam, że mam masę wolnego czasu, dla siebie! Tak trzymaj:)
Masz rację- trzeba być trochę egoistą i zadbać o siebie 🙂
ja tez tak gonie ostatnio i gonię, o czym w nocy na swoim blogu pisałam, w nocy koło północy, a rano po 6 pobudka bo wstawać do pracy by wypadało… ale dziś wyszłam z domu wcześniej , 10 minut zaledwie i ogród obeszłam i na swoje tulipany i wierzbę popatrzyłam, stanęłam na chwilę. Bo taka piękna pogoda, takie piękne słońce dziś świeci.
Zdjęcie ostatnie – fenomenalne ! Cud miód ! 🙂
10 minut- a jak wiele dało 🙂 Dzięki Kochana za miłe słowa :*
I znów piękne zdjęcia :*
Mam tak samo. Sama się nakręcam, stawiam sobie milion zadań, najlepiej by je wypełnić perfekcyjnie, a gdy już tak nie jest to stresuję się i złoszczę, ze znów zawaliłam. Więc co jakiś czas odpuszczam- mam wszystko po prostu gdzieś i co ma być to będzi. Wychodze z Polką na cały dzień na dwór lub zwyczajnie zalegamy na kanapie przed tv. I nie myślę co musze, ale co mogę 🙂
Dokładnie tak jest- same się nakręcamy. A jak się odpuści i zobaczy, że świat się nie zawalił to wtedy rozumiemy, że gonimy bez sensu.
Szczerze mówiąc ja mam bardzo osobliwe podejście do życia. Jeżeli czegoś nie chce mi się robić to tego nie robię i nie przejmuję się terminami, które nie mogą wpłynąć na moje dalsze losy. I tak Cię podziwiam, ze mając dwójkę dzieci ogarniasz tyle rzeczy.
A ja powinnam się tego uczyć od Ciebie, Paulina 🙂 Dzięki :*
Nie rozumiem takiej napinki. Nawet Martyna przy mnie wyluzowała i nie musi mieć wszystkiego idealnie 🙂
Czyli masz dobry wpływ na ludzi 🙂