Myślę, że masz podobnie. Poddaję się czasem, gdy mam zrobić znowu obiad. Wymyślić, by wszystkim smakowało. I tak CODZIENNIE. Poddaję się, gdy wchodzę do pokoju dziewczyn, a tam krajobraz niczym po wybuchu bomby.
Poddaję się w duchu, gdy słyszę kłótnię L&L z drugiego pokoju. Może nie od razu ale po 10 razie totalnie mnie to rozkłada na łopatki.
Poddaję się, gdy widzę TE skarpetki na podłodze, choć tyle razy dawałam wykład, że same do kosza na pranie się nie wybiorą. A KTOŚ tam musi je wsadzić. A tym ktosiem, jakżeby inaczej- jestem ja.
Poddaję się, bo pogoda nie ta. Humory nie te. A tak w ogóle to mieszkanie za małe. Dzieci za głośne. Zleceń za dużo, a potem za mało. I tak stwierdziłam ostatnio, że…
Lubimy się poddawać
A może nie lubimy, a jednak „jakoś to wychodzi”. Bo inni mają lepiej, bardziej, żyją ciekawiej. ŚCIEMA.
Inni tylko pokazują nam to, co chcą pokazać. Mówią to, czym mogą się pochwalić. Nikt nie lubi przyznawać się do błędów, porażek. Wolimy tworzyć taką zasłonę dymną, udawać, że wszystko jest w porządku. A tymczasem w głębi duszy jesteśmy zakompleksieni, samotni, zrezygnowani. Pewnie w wielu przypadkach tak jest.
A ja Ci się do czegoś przyznam…
Prawie poddałam się o jeden raz za dużo. A raczej starałam się od kilku miesięcy nie upadać zbyt często. Choć łzy i lęk towarzyszyły mi często to jednak wiem, że nie warto się załamać.
Ten rok zaczął się dla mnie ciężko i prawie się poddałam na tyle, by popaść w marazm. Jeśli jesteś ze mną dłużej to zapewne pamiętasz posty z początku roku- pełne przemyśleń i niewiadomych. Tak właśnie było, a czasem wciąż jest. Zmieniło się jedno. Wiem już, że NIE WARTO.
Nie warto poddawać się, gdy życie codzienne przytłacza. Nie warto skupiać się na tym, że jest źle, a mogło być lepiej. Bo zawsze może być gorzej. Uwierz mi, możesz jutro obudzić się w innych realiach. Ja się przyzwyczajam do tego, że moje życie wygląda inaczej. A trzeba jakoś żyć. I trzeba z tego życia czerpać jak najwięcej.
I teraz widzę dopiero jak błahe rzeczy mogą sprawić, że tracimy radość życia. A tymczasem są większe problemy: śmiertelne choroby, straszne wypadki, rozstania, rozwody, alkoholizm, przemoc, pogrzeby.
Przykre jest to, że nasz świat przeważnie się przewartościowywuje, gdy spotyka nas tragedia. Przykre ale i potrzebne. O ile potrafimy udźwignąć jej ciężar. Mnie on prawie przytłoczył. Na tyle, że straciłam chęć, by iść do przodu i dążyć do obranych wcześniej celów.
Czasem trzeba upaść, by móc wstać silniejszym. I jak mawiał Goethe:
Potykając się można zajść daleko.
Nie wolno tylko upaść i nie podnieść się.
Podniosłam więc swój kościsty tyłek i nie żałuję, bo dzięki temu dokończyłam to, co zaczęłam już jakiś czas temu. Pamiętasz jak pisałam o tym, że staram się o dofinansowanie na założenie działalności? W tym tygodniu dostałam pozytywną decyzję. Cieszę się, choć bardziej jestem z siebie dumna. Bo nie było łatwo. I jakbym chciała to bym miała całą masę wymówek i usprawiedliwień tego, że się nie udało. Ale problemy zawsze są, tylko kwestia tego jak sobie z nimi poradzimy.
Ja doszłam w końcu do tego punktu w swoim życiu, że…
Chcę robić coś więcej, niż tylko się poddawać
Myślę, że Ty też masz podobnie. Może problemy inne, ale podobnie przytłaczające. Może dzieci inne, ale podobnie marudne, gdy zmęczone. Może dom inny, ale w kredycie, który doskwiera. Może problemy ze zdrowiem, pracą, snem, mężem?
Mam tylko prośbę- nie poddaj się o ten jeden raz za dużo.
Poszukaj inspiracji- zobacz jak inni sobie radzą, choć też mają ciężko. Tak, jak choćby ta dziewczyna:
P.S. Post powstał w czerwcu 2017 roku. Prowadzę już od ponad roku swoją firmę, która jest wyzwaniem. Daje też jednak dużo satysfakcji. A o tym, jak dostałam dofinansowanie pisałam TUTAJ.
JEŚLI MYŚLISZ, ŻE JESZCZE KOMUŚ MOŻE SIĘ PRZYDAĆ, TO BĘDZIE MI MIŁO, GDY:
- podlajkujesz go albo udostępnisz (wpis TUTAJ)
- pozostawisz po sobie ślad w formie komentarza
- zaobserwujesz mojego Facebooka (wtedy będziesz ze wszystkim na bieżąco)
- dołączysz do nas na Instagramie
????Dziękuję Poryczalam się normalnie tak łatwo poddajemy sie czasem….tak łatwo wątpimy w siebie a wystarczy spojrzeć ile juz osiągnęliśmy.????
śmierć brata i choroba mamy sprawiły, że nie przejmuje się tym co będzie, bo choćbym nie wiem jak bardzo się martwiła i myślała jak będzie to nic nie zmienie ,bo będzie co ma być .Człowiek planuje a życie pisze swój scenariusz …
Zamartwianie się nic nie da- choć czasem nie wiem jak wyłączyć „ten tryb” 😉 Ale trzeba iść do przodu i wierzyć, że w końcu przyjdzie lepsze.
powodzenia i dużo sukcesów firmowych – być dla siebie szefem to dopiero jest wyzwanie 🙂 Ważne jest żeby robić to co się lubi 🙂
A jak sie poddajesz bo smiertelne choroby i umieralnia sa w domu…? A jak te „prawdziwe” problemy to codziennosc ? Nie mam sily…
Oto właśnie chodzi. W takich chwilach dopiero brakuje sił, oddechu, czasem wiary 🙁
Doskonale Cię rozumiem i choć chciałabym pocieszyć to sama dobrze wiem, że słowa niczego nie uleczą. Musimy znaleźć siłę w sobie, znaleźć jakiś sens w cierpieniu.
Po prostu w sedno i to akurat teraz……
Każdy z nas ma problemy, ciężkie dni… Każdy z nas ma momenty załamania. Ale musimy żyć dalej, nie poddajemy się! Głowa do góry i będzie dobrze:) Cieszę się, że dostałaś dofinansowanie! Trzymam mocno kciuki za sukces!
A ja polecam Ci książkę „Zatrzymać dzień” – tam pełno motywacji do działania. Wiele cennych wartości znalazłam w tej książce i uważam, że to lektura obowiązkowa dla każdego rodzica 😉 Pozdrawiam
Dzięki Olu, rozejrzę się za tą książką 🙂
dziołcha! w punkt! szykuj kieliszki, bo z wódką lecę! spinamy poślady chociaż nie wiem jak źle by było. Super, że podniosłaś, jak to napisałaś „kościany tyłek”. Ja patrzyłem jak moje dziecko cierpi. Jak walczy o życie. Teraz jest dobrze, a ja dostałem takiego motywacyjnego kopa w zad, że gęba mi się z byle powodu cieszy. Optymizm! to jest właśnie przypadłość na którą cierpię. Mam nadzieję, że widać to chociażby po moich tekstach. Jak będziesz miała chwile słabości, to pisz, a opowiem Ci kawał:P