Pamiętam jak pojawił się w mojej głowie pomysł, by postarać się o drugie dziecko. I to nie tak wcale długo po pierwszym porodzie…
Byłam przekonana, że to dobrze, gdy dziecko nie jest jedynakiem. Ma wsparcie, kompana do zabaw. Widziałam same plusy, włożyłam różowe okulary i roztaczałam sielankowe wizje. Zupełnie jakbym nie pamiętała jak to było z moją o półtora roku starszą siostrą. Rywalizacja, porównywanie się, złośliwości były na porządku dziennym.
Dopiero kiedy dorosłyśmy to mam wrażenie, że zaczęłyśmy się ze sobą lepiej porozumiewać. Może dlatego, iż stałyśmy się oddzielnymi jednostkami żyjącymi pod innymi dachami? Może dlatego, że nie ma już obok nas rodziców, którzy interweniowali podczas praktycznie każdej kłótni?
Tak czy inaczej- urodziłam córki z taką samą różnicą wieku, jaka była między mną, a moją siostrą.
MOJE DZIECI SZYBKO ODŚWIEŻYŁY MI PAMIĘĆ
Pokazały, że można się pokłócić choćby o ten jeden płatek śniadaniowy, który wpadł do miski siostry, a nie do mojej. Porównywanie było na porządku dziennym:
Ale ona nie poszła dziś do przedszkola, a ja muszę…
To nic, że siostra ma 39 stopni gorączki, a ja nie. Liczy się sam fakt.
Jednak jak sobie radzić z ciągłą rywalizacją dzieci napiszę w kolejnym wpisie. Dzisiaj o tym, co pomogło mi zrozumieć mój błąd.
BŁĄD WYCHOWAWCZY, KTÓRY POPEŁNIAJĄ RODZICE MAJĄCY WIĘCEJ NIŻ 1 DZIECKO
Ciekawi Cię jaki to błąd? Otóż:
Wciąż martwiłam się o to, czy moje dzieci zostaną przyjaciółmi.
Z prędkością światła starałam się zażegnać wszelkie konflikty, które pojawiały się między moimi córkami. Byłam tym strasznie zmęczona, bo miałam wrażenie, że mimo moich starań dzieci kłóciły się bez przerwy.
W końcu trafiłam na książkę pt.” Rodzeństwo bez rywalizacji” (bardzo polecam) i przejrzałam na oczy. Zrozumiałam, iż moje pragnienia powodują tylko tyle, że nie daje córkom czasu na „dotarcie się”. Moje skupienie się na tym, by Lila odczuwała miłość względem siostry powodowało nic innego jak nie dopuszczenie do wyrażania innych emocji.
A według psychologa Dorothy Baruch:
Dopóki nie ujawni się złych uczuć, nie ma miejsca na dobre
Co prawda nie powinniśmy rozgraniczać uczuć na dobre i złe, bo to dopiero radzenie sobie z tymi uczuciami może mieć konsekwencje pozytywne lub negatywne. Jednak zamysł jest słuszny. Najpierw musimy „wyrzucić z siebie” te trudne odczucia, by móc odczuwać coś bardziej przyjemnego.
Prawda jest taka, że nie można nikogo zmusić do okazywania miłości, kiedy wewnętrznie czuje żal, albo złość. Dana osoba sama musi zobaczyć, że jest warto. Warto lubić, okazywać troskę, kochać. Mnie cieszą drobne gesty- podzielenie się czymś, gdy któraś z córek wcale nie musi tego robić. Przytulenie, przeproszenie. Takie gesty są zdecydowanie bardziej cenne, niż te wymuszone pod wpływem słów:
To jest twoja siostra i musisz ją kochać!
Skoro uświadomiłam sobie w czym tkwił błąd to starałam się zmienić myślenie (a z tym jest najtrudniej).
Niech dobrą puentą będą te oto słowa:
Zamiast martwić się, czy chłopcy zostaną przyjaciółmi- zaczęłam się zastanawiać, jak przekazywać im wiedzę i umiejętności, które pomogłyby im zbudować w przyszłości dobre związki. Tak wiele musieli się nauczyć. Nie chciałam, by całe życie kręciło się tylko wokół tego, kto ma rację, a kto nie. Chciałam, żeby potrafili odrzucić taki sposób myślenia, nauczyli się słuchać argumentów drugiego i szanować różnice i żeby umieli znaleźć drogę do siebie ponad tym, co ich dzieli. Nawet jeśli ich charaktery różniły się do tego stopnia, że nigdy nie mogliby zostać przyjaciółmi, powinni przynajmniej umieć nawiązywać przyjaźnie z innymi ludźmi*.
Taki właśnie mam plan.
*Rodzeństwo bez rywalizacji, A. Faber, E. Mazlish.
JEŚLI MYŚLISZ, ŻE JESZCZE KOMUŚ MOŻE SIĘ PRZYDAĆ, TO BĘDZIE MI MIŁO, GDY:
- podlajkujesz go albo udostępnisz (wpis TUTAJ)
- pozostawisz po sobie ślad w formie komentarza
- zaobserwujesz mojego Facebooka (wtedy będziesz ze wszystkim na bieżąco)
- dołączysz do nas na Instagramie