Gdy dostałam od Was zapytania co sądzę o tym, co się dzieje w Polsce to nie do końca wiedziałam co odpisać. Z jednej strony- mam swoje zdanie, a z drugiej rozumiem zdanie innych. Jest jednak coś, czego nie jestem w stanie zrozumieć- poziomu agresji.
Ale zacznę od tego, co ja sądzę. Muszę jednak zaznaczyć, iż jest to TYLKO I WYŁĄCZNIE moje zdanie. Nie zmuszam nikogo do tego, by miał podobne. Nie mam na celu obrażania tych, którzy myślą zgoła inaczej. Ale nie zgadzam się też na to, by mnie obrażano. A patrząc na poziom dyskusji obecny w internecie- muszę zaznaczyć, iż wszelkie obraźliwe komentarze będą przeze mnie usuwane. Bo ten wpis nie ma na celu poróżnić, ma jedynie pokazać mój punkt widzenia. I wiem, że wiele osób może się nie zgodzić z tym, co napiszę. Każdy ma do tego prawo. Jednak bez niecenzuralnych słów, czy tekstów pełnych agresji. To tak tytułem wstępu.
MIESZANE UCZUCIA
Takie mam odczucia ostatnio, bo są dwie strony medalu. Jak dla mnie- osoby, dla której życie jest ważne od poczęcia:
- Nie jestem za tym, by poddawać się aborcji „gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”.
- Nie jestem za tym, by rząd odgórnie nakazywał kobietom rodzić nieuleczalnie chore dzieci.
Dlaczego nie jestem za tym, by prawnie istniał nakaz? Bo chciałabym aby każda kobieta, wraz z ojcem dziecka decydowali w zgodzie ze swoimi sumieniami. Aby żadne przepisy nie były potrzebne. Bo kiedy kogoś zmuszamy to nic dobrego z tego nie wynika. Człowiek musi sam zdecydować- to on będzie żył z daną decyzją. Cudownie (w moim mniemaniu) by było, gdyby ludzie widzieli inne rozwiązanie, a nie aborcję. Jednak każdy z nas jest inny, inaczej patrzy na świat. Sam jest w stanie sobie odpowiedzieć, czy podoła, czy też nie.
To wcale też nie znaczy, że nie cieszy mnie fakt, iż prawnie jest chronione życie nieuleczalnie chorych dzieci. To mnie cieszy- mnie, bo nigdy nie będę za aborcją. Tylko… Czy wymuszanie siłą jest coś warte? Czy zmieni to sumienie ludzi, gdy im każemy odgórnie coś robić, a czegoś nie? Mam wątpliwości.
Nie stanę też w tłumie, by walczyć za takim wyborem i nie będę wykrzykiwać haseł o wolności. Bo dla mnie wolność jest rozumiana inaczej. Ale pojmuję, że kobiety mogą myśleć inaczej, czuć inaczej. Stąd oburza je sam NAKAZ. I choć to nie moja walka to jednak nie potrafię pozostać wobec niej obojętna.
ABORCJA TO NIE JEST ROZWIĄZANIE
I słowo klucz: dla mnie aborcja to nie jest rozwiązanie. Rozwiązaniem jest poszukanie pomocy, zagwarantowanie wsparcia, dostęp do środków. Ale to jestem ja- ze swoim światopoglądem. Do którego również mam prawo.
I choć otrzymywałam wiadomości, że mam takie poglądy, bo nigdy nie urodziłam chorego dziecka lub nigdy nie byłam zmuszona do takiej decyzji. To nie jest prawda. Wiem, że z decyzją o aborcji nie umiałabym żyć. Bo to by była moja decyzja, wykonanie zabiegu na moim ciele. Widziałam wiele świadectw kobiet, która odczuwają pustkę i żal do siebie po wykonanej aborcji, kilkanaście lat po jej dokonaniu. I domyślam się jak to może być. Mnie to przekonuje, kogoś innego nie musi.
Ale tu jest sedno- zmuszanie do urodzenia kogoś kto inaczej patrzy na świat to droga donikąd. Stąd oburzenie, stąd złość. I to jestem w stanie zrozumieć. Bo co innego wybór w zgodzie ze swoim sumieniem, a co innego odgórny nakaz.
ŻYCIE JAKO CUD
Znam pary, które zdecydowały się urodzić dziecko, które umarło w ciągu kilku godzin po porodzie. Dla nich ważne było to, by móc przytulić malucha choć przez chwilę. Mieć możliwość się z nim pożegnać. Doceniają to, że mają miejsce, gdzie mogą postawić znicz. Tak radzą sobie ze stratą. Tak jest im łatwiej.
Ale wiem, że nie wszyscy tak mają. Tak, czy inaczej- niezależnie od decyzji (urodzić, czy nie)- ma tu miejsce strata. Jak ją przeżyje mama? Gdy sama diagnoza brzmi jak wyrok?
Ale mam tu jeszcze jedno „ale”. Bywają też takie przypadki, kiedy to lekarze się pomylili i na świat przychodzi zdrowe dziecko, mimo przesłanek.
IDEALNY ŚWIAT
Dla mnie to taki, w którym dla wszystkich oczywiste jest, że każde nowe życie zasługuje na to, by pojawić się na świecie. Gdzie państwo zapewnia opiekę, dostęp do specjalistów. Młodzi rodzice nie zostają z tym sami. Albo gorzej- kobiety nie zostają z tym same, bo partnerzy już dawno poszli w siną dal…
Jednakże świat nie jest taki. I nie możemy zrzucać na barki kobiet czegoś co nie chcą dźwigać, bo może dojść do tragedii. Rząd nie powinien tego robić, nie w czasie pandemii, nie narzucając.
TEŻ JESTEM WKURZONA
Na rząd, na wyrok TK, który zapadł w środku pandemii. Nie mam złudzeń, że miało to jeden cel- kobiety miały zostać w domach i pogodzić się z tym, co im odgórnie nakazano.
Jestem zła za bratanie się państwa i Kościoła. Bo tylko to zniechęca ludzi do wiary.
Nie akceptuję agresji, wykrzykiwanych słów „wypie***” oraz takich , czy innych słów wypisywanych na murach kościołów. Bo moje dzieci nie są wychowywane do tego, by niszczyć, ale by budować mosty. Uczę je szacunku, nawet wobec osób, z którymi się nie zgadzamy.
Nie podoba mi się ton, w jakim odbywają się dyskusje w internecie, choć dyskusjami też bym ich nie nazwała. Gdzie jedna strona drugą obraża. Jeśli nie jesteś z nami to cię zmieszamy z błotem. A tak naprawdę to nikogo na siłę nie przekonasz- możesz tylko bardziej zniechęcić. Kobieta kobiecie wilkiem jest.
STRAJK KOBIET
Jedno muszę przyznać- zadziwiło mnie jak wiele kobiet ruszyło z kanapy i poszło na ulicę, by bronić tego, co uważają za słuszne. Ogromna w tym była i jest siła.
Dobrym podsumowaniem będzie tekst, który wczoraj usłyszałam:
Jarosław Kaczyński popełnił błąd, którego nie popełniłby żaden żonaty mężczyzna:
-Nie wkurza się kobiety
Zatem jeśli czujesz, że to jest Twoja walka i czujesz, że tak trzeba to wiedz, że choć nie popieram tego, to jednak rozumiem motywy.
A ja na strajk mogę przyjść z termosem wypełnionym gorącą herbatą, by rozdać kobietom, które nie zważając na chłód maszerują, zupełnie jak podpowiadał o. Szustak w TYM filmiku.
I rzecz jasna- potrzebne są zmiany, to widać. Kościół musi się zmienić, nasze państwo też. Ale najważniejsza zmiana zaczyna się w sercu, od jednostki. Zatem czyńmy więcej dobra- budujmy, nie niszczmy.
I tak dla przypomnienia:
„Katolik nie może być antysemitą, antygejem, antykimkolwiek, bo bycie 'antyktosiem’ oznacza, że pogardzamy drugim człowiekiem, a tego czynić nie wolno” – ks. Kaczkowski
P.S. Jak dla mnie inspirującymi katolickimi profilami w sieci są właśnie te, które nie złorzeczą na obecna sytuację. Bo nasza wiara nie powinna nigdy służyć do tego, by komuś grozić piekłem. Nasza wiara ma na celu miłość bliźniego, pomoc mimo różnicy zdań. Zatem jeśli interesuje Cię tego typu podejście to zachęcam, by wejść na poniższe profile:
–Piotr Żyłka (zacytowany wcześniej)
-wspomniany wcześniej o. Adam Szustak (Langusta na palmie)
JEŚLI MYŚLISZ, ŻE JESZCZE KOMUŚ MOŻE SIĘ PRZYDAĆ, TO BĘDZIE MI MIŁO, GDY:
- podlajkujesz go albo udostępnisz (wpis TUTAJ)
- pozostawisz po sobie ślad w formie komentarza
- zaobserwujesz mojego Facebooka (wtedy będziesz ze wszystkim na bieżąco)
- dołączysz do nas na Instagramie