Wróciliśmy po tygodniowym urlopie z dziećmi. Było słonecznie, z uśmiechami L&L w tle. Z wieloma atrakcjami dostosowanymi pod kątem dziewczyn. Tak, jak lubię. Typowo rodzinnie. Ale dzisiaj nie post o wyjeździe.

Chciałam poruszyć inną kwestię. Urlop z dziećmi to aktywny odpoczynek, urlop z dwójką dzieci, które mają drzemki w rożnych porach w ciągu dnia to brak chwili odpoczynku dla rodziców, to ciągły bieg za atrakcjami dla najmłodszych. A nocą? Nowe miejsce i dzieciaczki potrzebują czasu, by się przyzwyczaić, i ostatnią noc prześpią całą, a trzy wcześniejsze- niekoniecznie… I choć wróciliśmy szczęśliwi, bo w końcu 24 godziny ze sobą, to jednak nie do końca wyspani.

I padło pytanie ze strony Taty L&L: A gdyby tak wybrać się na wakacje… Bez dzieci?Nie na weekend, czy na jedną noc, a na tydzień.

Tydzień mnie przeraża. I choć nie mam problemu z tym, by zostawić dzieci od czasu do czasu na weekend u dziadków i podładować akumulatory z korzyścią dla wszystkich- dzieci zadowolone, bo inne otoczenie, dziadkowie, bo wnuczki mają przy sobie i rodzice, gdyż mogą spędzić chwilę razem.

Ale jedna noc, góra dwie, a ja już nad ranem męczę męża, by po nie pojechać. I choć po godzinie od odebrania, pytam się „tak źle mi było?”, bo Lila tylko chce na raczki do mamy, a Laura to trzyma za nogę i nie puści. To jednak kocham je tak, że tęsknota zżera. One też tęsknią. Gdyby nie to, że na mój widok obie buczą (choć chwilę wcześniej zabawa trwała w najlepsze) to łatwiej, by się było zdecydować.

Choć nie powiem- mój mąż mnie prawie przekonał. Spacerki wieczorami za rączkę, a nie ganianie za L&L. Wylegiwanie się na leżaczkach przy basenie, a nie spędzanie całych dni na placach zabaw. Tęskni się za czasem sam na sam. A tydzień w ciepłym kraju, bez obaw o młode też brzmi kusząco. Odpoczęłabym psychicznie, a może wręcz przeciwnie? Myślałabym o nich w każdej sekundzie, czy tylko przed położeniem się spać?

Zostałyby w dobrych rękach, dziadkowie się zdeklarowali. Czego chcieć więcej?

Mi jednak marzył się wyjazd w szóstkę- nasza czwórka i dziadkowie, którzy pomogą. Wszystko w jednym- przynajmniej byśmy znaleźli chwilę na to, by wypocząć. Ale ten plan nie wypalił.

Znajomi kuszą, że pojechali i wypoczęli jak nigdy, a dzieci przeżyły :). Co mnie powstrzymuje zatem? Może to poczucie, że chciałabym dzieci wszędzie zabrać ze sobą, pokazać im kawał świata. To nic, że są na tyle małe, że pewnie potem nie będą pamiętać. Pokażę im zdjęcia. W końcu tak bardzo chcieliśmy, by się pojawiły, tak ich pragnęliśmy. A teraz chcemy od nich odpocząć? Pewnie, że nie tylko od nich ale od opieki nad nimi też.

Zanim się obejrzymy to podrosną i nie będą chciały z nami jeździć. Minie nie wiadomo kiedy.

Przeraża jednak cała odprawa i lot samolotem. Chociaż przeżyliśmy już 8 godzinną podróż autem , więc może nie będzie źle w czasie lotu.

Jakie Wy macie doświadczenia w tej kwestii? Wyjechaliście kiedyś na dłużej bez dzieci? Czy raczej sobie tego nie wyobrażacie?

Podziel się