Dużo szczęścia, zdrowia, kasy…. Co tam jeszcze się w Nowym Roku życzy?

Ale weźmy się za to szczęście.

Szczęścia nie dostaje się w pakiecie. To nie złota gwiazda, pod którą się rodzisz. To nie coś, co sprzyja tylko wybranym. Przynajmniej ja w to nie wierzę.

Oczywiście, że to czasem zbieg wszystkich okoliczności sprawia, iż nam się poszczęści. Ale…

 

Żeby być szczęśliwym to trzeba sobie na to szczęście zapracować.

 

I nie chodzi tu o pracę 24h/dobę. Chyba, że pieniądze i chroniczne zmęczenie dają Ci satysfakcję. Jednak jaka to satysfakcja skoro czasu nawet brak wtedy na wydawanie kasy.

Dla każdego pełnia szczęścia to co innego. Dla mnie to zdrowie najbliższych i stabilizacja finansowa. Dla kogoś innego to może nowy samochód, wakacje 3 razy do roku… A może własny, choć ciasny kąt?

Tak czy inaczej, czekanie aż szczęście zapuka do naszych drzwi to pewna strata czasu. Lepiej wziąć się w garść i pomóc nieco szczęściu. Ale jak? Spytasz zapewne.

Opowiem Ci jak to było w mojej rodzinie, za młodych lat.

Moi rodzice są powszechnie uważani za szczęściarzy. Dlaczego? Bo wygrali sporo wartościowych rzeczy. Wiele bym mogła wymieniać, choćby : pralkę, ekspres do kawy, kilka suszarek, odkurzacz, wycieczkę, a nawet dwie, rower, skuter, cała masę drobniejszych rzeczy. A jakby tego było mało- 2 SAMOCHODY. Robi wrażenie, prawda? 😀

Jeden samochód moja mama wygrała, gdy miałam 11 lat, a drugi gdy skończyłam 15. Prawda, że można ich nazwać szczęściarzami? Z pewnością trzeba mieć odrobinę szczęścia, by wygrać samochód. Szczególnie, że pierwszy wygrany był tylko jeden na całą Polskę. Ale dlaczego twierdzę, iż „odrobinę”? Bo wiem co kryło się za każdą wygraną. Ale może od początku.

Moi rodzice są zagorzałymi graczami konkursowymi. Od kiedy pamiętam to mama brała udział we wszystkich możliwych konkursach. Gdy w jakiejś reklamie pojawiło się słowo „konkurs” to nastawała cisza, a telewizor był natychmiast podgłaśniany. Nieważne czy był do wygrania kubek, czy wycieczka na Tahiti.

To takie ich małe uzależnienie… Konkursowe 😉 Przez lata przywykłam do tego, choć z boku mogłoby to dziwnie wyglądać, bo, gdy otwierałam lodówkę to miałam przegląd trwających gier konkursowych. Wystarczyło spojrzeć na całą zgrzewkę jogurtów bez wieczek (bo te trzeba było wysłać na konkurs), czekolad w woreczkach, bez opakowania (bo we wnętrzu krył się kod konieczny do wysłania smsem).  Ot taki styl życia.

Mama prowadziła osiedlowy sklepik kosmetyczno-papierniczo-zabawkarski, co sprzyjało jej pasji. Gdy ogłosili w makro konkurs, w którym do wygrania był samochód, ona była pierwsza, by poznać szczegóły. Konkurs polegał na tym, iż do zestawu wody perfumowanej i kulki Sekstans (już tej marki nie ma btw), był dodawany kluczyk. Jeden na całą Polskę pasował do auta, które w określonym czasie przyjeżdżało do różnych miast, by ludzie mogli sprawdzić, czy są posiadaczami szczęśliwego klucza.

 

Mama nazbierała dwie wielkie siatki tych kluczy. SERIO.

 

Pamiętam jak dziś- rynek w Gdańsku Głównym i stojący tam samochód. W poprzednim mieście nikt nie zdołał go otworzyć. I moja mama stojąca obok auta z dwiema siatami kluczy. Półtorej godziny później, jedna siatka została opróżniona. A ja jako 11 latka byłam już bardzo znudzona. Natomiast wydłużała się kolejka narzekających i czekających za mamą osób z jednym kluczem w ręku.

 

Wtem ona wyciąga klucz numer 173.

I otwiera nim samochód.

W siatce zostaje drugie tyle kluczy.

 

Szczęście- powiecie.

 

Ja powiem- tak. Ale zostało ono wypracowane. Został włożony wysiłek, trud, by zakupić tyle zgrzewek wód, a potem je sprzedawać i zachwalać w sklepie przez kolejnych kilka lat. Coś za coś.

Samochód numer 2.

Jak było z drugim autem? Peugeota rodzice wygrali za hasło reklamowe, które wymyślił tata. To po nim mam smykałkę do pisania. Tata ma łatwość w pisaniu rymów, bogate słownictwo, a pisanie haseł to jego konik.

Wiele nagród dzięki takim hasłom rodzice zdobyli.

Powiesz- bułka z masłem.

 

A teraz weź kartkę i długopis i napisz hasło dla firmy produkującej żarówki.

 

Proste? Niekoniecznie. Wielu z nas olałoby sprawę- bo trzeba włożyć wysiłek, dać coś od siebie.

 

Wiesz co chcę Ci powiedzieć?

Nie potrzebujesz szczęścia. Potrzebujesz jedynie chęci, by dążyć do szczęścia.

 

Możesz siedzieć na tej kanapie i czekać aż fart kopnie Cię w tyłek. Ale szybciej pójdzie, gdy sam ruszysz cztery litery.

 

Co jest Twoim szczęściem? 

Czujesz się bardziej spełniona, gdy ważysz parę kilo mniej? Idź na siłownię.

Uśmiechasz się częściej, gdy spełniasz swoje pasje? Zrób tak, by pasja stała się Twoją pracą.

Wiele razy już słyszałam, że mam szczęście, iż praca jest moją pasją. Ale stała się ona po prawie trzech latach dążenia do celu. Więc owszem trochę szczęścia miałam, ale czy to znaczy, że gdybym miała go więcej to szybciej by mi się udało? Nie sądzę.

Dlatego w Nowym Roku nie życzę Ci szczęścia!

Życzę Ci motywacji i siły w dążeniu do szczęścia. Niech ten rok będzie nasz!

Dzięki, że jesteś ze mną :*

 

Podziel się