Niedziela…. Ach, niedziela była dla nas 🙂
Szkoda tylko, że bez taty L&L, bo wyruszył w sprawach służbowych…
Nie chciałam siedzieć z dziewczynkami w domu, szczególnie, że pogoda dopisywała.
 
Wiedziałam, że w Gdyni jest organizowany Piknik Rodzinny, na który chciałam się wybrać ze względu na atrakcje (w sam raz dla Laury).
 
 
Pozostawało tylko namówić kogoś, by zabrał się z nami, bo sama (z nimi dwiema) mogłabym nie podołać. Ganianie za Laurą z Lilką na rękach mogło by tak średnio wyglądać 😉
 
Na szczęście babcia wyszła na przeciw mojej propozycji i udało nam się pojawić na tym wydarzeniu.
 
Zebrałyśmy się do wyjazdu, gdy tylko Laura miała porę drzemki. W samochodzie nam zasnęła, a na miejsce dotarłyśmy koło 12.
 
Jakimś cudem udało mi się zaparkować przy samej Polance Redłowskiej. Laura jeszcze spała, więc przełożyłam ją do spacerówki… Słońce grzało mocno, a nieosłonięta Polanka była bardzo nasłoneczniona.
Atrakcje były dla dzieci, takich, jak Lorcia (a nie Lilka), zatem musiałyśmy poczekać aż nasza śpiąca królewna się obudzi. Z jednej strony to dobrze, bo w samo południe był skwar i wolałam poczekać, aż się trochę ochłodzi..
 
Tymczasem poszłyśmy sobie na spacer wzdłuż plaży, aż do Gdyni Głównej i z powrotem. 
 
Laura na powrocie wstała i ostatecznie trafiłyśmy na polankę po 15, gdy słońce już tak nie grzało ( a raczej chmury kompletnie je zakryły).

Spędziliśmy tam kolejne 2 godziny.
 
I w sumie dobrze wyszło 🙂
 
Mama wyciągnęła aparat, by uwiecznić na zdjęciu radość Laury z atrakcji, a tu zonk…
Karta została w laptopie i musiały nam wystarczyć zdjęcia zrobione komórką…

Jakość może nie powala, ale najważniejsze, że jest pamiątka 🙂

Tak się prezentował cały teren 🙂

 
 
 
 
 
 
 

Najważniejsze, że było sporo atrakcji dla dzieciaczków. Miejsce do robienia pieczątek, domek do malowania…

 

 
 
 
 
Była pani, która malowała dzieciom twarze 🙂

Laura stała się dzięki niej pięknym motylkiem.

Była też pani, która z balonów tworzyła przepiękne rzeczy – do niej jednak była największa kolejka 🙂

Laurze najbardziej przypadł do gustu kącik do malowania…

 

Lila, na szczęście też nie narzekała i z chęcią wszystko obserwowała 🙂

 
Jeśli chodzi o inne atrakcje to była również dmuchana zjeżdżalnia i zamek oraz duże trampoliny. 
Lorcia zamku się bała, na trampoliny była za mała, więc poszła na zjeżdżalnię.
Zjechała 3 razy, a potem już nie chciała (niestety nie mogła ze mną zjechać,  tylko zrobiła to pani z obsługi).
 
 

Jeszcze jedna, prosta rzecz, a sprawiająca dzieciom dużo frajdy… Bańki! Dzieci mogły je same puszczać, albo ganiać za nimi (co Laurze bardziej przypadło do gustu).

Jak widać zabawa była przednia 🙂

 A tu już Lila zamulająca na babcinym ramieniu (chwilę potem się zebrałyśmy do wyjścia).

Na koniec zdjęcie zrobione w domu (już z aparatu), które w pełni oddaje, jak piękny motylek został namalowany na twarzy Laury (klipsy skradła babci ;)).

Uwielbiam takie całodniowe wypady, a Wy?
Jak jest ciepło to wolicie siedzieć w domu, czy też korzystacie z pogody na zewnątrz?

Pozdrawiamy!!

Podziel się