Widzę i obserwuję.  Nadziwić się nie mogę. Dlaczego my, jako dorośli przywłaszczyliśmy sobie większość praw, przy okazji nie dając chociaż części z nich- dzieciom.

Przecież to takie normalne, że człowiek dorosły nieraz się wkurzy. A jak już się wkurzy to wrzaśnie, to odburknie przy okazji, albo trzaśnie drzwiami. Ot co! Zdenerwuje się to zaraz mu przejdzie. Przymykamy oko- każdy ma prawo do gorszego dnia. Przeważnie dajemy spokój takiej osobie.

Tymczasem, gdy dziecko roztacza lament to szukamy sposobu, by jak najszybciej się skończył. Często nie chce nam się doszukiwać przyczyny i uciekamy się do próśb, gdy one nie przynoszą rezultatu to stosujemy nieszczęsne groźby. A biada, gdy cała sytuacja rozgrywa się w przestrzeni publicznej.

A to starsza pani rzuci tekstem, że wszystko przez bezstresowe wychowanie. Kiedyś to dzieci dostawały porządne lanie i chodziły przecież jak w zegarku. A teraz- totalny brak szacunku pokazują.

I czujesz presję, by jak najszybciej zakończyć konflikt i nie musieć słuchać wszystkich „mądrych rad”, które sprowadzają się do tego, by zdominować dziecko, pokazać mu miejsce w szeregu (na szarym końcu). Pozbawiając je przy tym godności i prawa do wyrażania własnej opinii.

Może się mylę, jeśli tak to popraw mnie- czy jednak siła i determinacja, umiejętność walki o swoje, nie będą koniecznymi cechami, by poradzić sobie w dorosłym już życiu?

10649656_689332144477271_4356551061515322862_n1

Wiele jest prawdy w powyższym stwierdzeniu Glasbergena. Sami musimy zadać sobie pytanie- czy jest ważniejsza dla nas opinia postronnych ludzi, czy wychowanie naszego dziecka. Jeśli chcemy, by dzieci były pewne siebie i asertywne- to nie możemy dusić ich emocji w zarodku. One w końcu wybuchną z rozdwojoną siłą.

 

Jeżeli nie pozwolisz dziecku się buntować i popełniać błędów, gdy jest małe, ono się zbuntuje, gdy dorośnie. A błędy, które wówczas popełni mogą być nieodwracalne.

Jaret  Grossman

 

Wróćmy zatem do sytuacji rozgrywającej się awantury. Wszystko ma miejsce na zewnątrz. Czujemy presję otoczenia, a jednocześnie chcemy działać w zgodzie ze sobą i wsłuchując się w potrzeby dziecka. Co robić?

1.Pozwól dziecku na złość!

Wiem jak to głupio brzmi. Jednak mały człowiek to nadal człowiek. Ma prawo się z czymś nie zgadzać, ma prawo mu się coś nie podobać. Mało tego- ma prawo wyrażać swoje niezadowolenie. Czy się nam to podoba, czy nie.

2. Nie oceniaj!

Ile razy słyszy się wokół: „Zamknij się już”, „Same kłopoty z Tobą”. Słowa, które ranią. Nie rozwiązują problemu, mogą go tylko zamaskować. Spowodować to, że dziecko stanie się wobec nas nieufne.

3. Okaż zrozumienie

Wystarczą słowa wsparcia np. Rozumiem, że się zdenerwowałeś, jednak Twoja reakcja jest zbyt głośna. W sklepie są inni ludzie, którzy chcieliby zrobić w ciszy zakupy, a Twoje krzyki im w tym przeszkadzają (gdy sytuacja ma miejsce w sklepie).

Czasem działa od razu ale w 80% przypadków nie przynosi rezultatów. Dlaczego? Bo dziecko to istota myśląca, im widzi więcej osób wokół siebie tym będzie głośniej krzyczeć, bo wie, że tak może osiągnąć zamierzony cel- skupienie na siebie uwagi i otrzymanie rzeczy, której się domaga. Po co zatem okazywać mu zrozumienie? Dajmy szansę swojemu potomkowi, by podjął decyzję- czy kontynuować wrzask, czy jednak posłuchać mamy. Ponadto zawsze warto jest zapewniać swoje dziecko, że rozumiemy jego emocje. Nie negujemy ich, a staramy się zrozumieć.

Wszystko jednak musi się trzymać pewnych ram- dziecięca złość również. Kiedy zapewnienia nie przynoszą zamierzonego efektu to czas na…

4. Postaw ultimatum

Kolejny raz zapewnij dziecko, że rozumiesz jego zdenerwowanie. Wytłumacz również, że takie zachowanie uniemożliwia robienie zakupów/ spokojny spacer/ dalszą zabawę i jak nie spróbuje się uspokoić to wracamy do domu/kończymy zabawę.

W 80% przypadków u nas działa. Pewnie, dlatego, że już nieraz córka widziała, jak mama nie bacząc na okoliczności i towarzyszące temu wrzaski, pakowała się i wychodziła.

Czasem w tym momencie przychodzi refleksja i już mamy kryzys zażegnany. Gdy jednak wracasz do domu z odgłosami niezadowolenia w tle to znaczy, że czas na punkt 5.

5. Przeczekaj w sprzyjającym otoczeniu

Kiedy powyższe metody zawodzą to jedynie oderwanie dziecka od „niesprzyjającego otoczenia” może pomóc mu się uspokoić.

Przykład? Dziecko chce koniecznie zabawkę, na którą Cię nie stać. Im dłużej będzie stało i na nią patrzyło, tym ciężej będzie do niego trafić z tłumaczeniami. U nas problem się pojawia, gdy babcia jest w pobliżu. Laura wie, że o cokolwiek poprosi to raczej dostanie. A jak nie to głośno zaczyna się domagać. Często moje prośby do niej wtedy nie trafiają- jest w pobliżu babcia i to o jej uwagę starsza córa zabiega.

Co wtedy? Gdy młoda mnie ignoruje to biorę ją na ręce i idziemy do drugiego pokoju. Tam nie ma babci i nie ma się przed kim popisywać. Dopiero tam może się skupić nad tym, co chcę jej przekazać.

6. Wytłumacz i pochwal

Pochwała jest bardzo istotna. Ile by nie trwała taka akcja to zawsze jestem dumna ze starszej córy, gdy mamy już ją za sobą. Kiedy wytłumaczyłyśmy sobie wszystko i zeszły już z nas emocje.

Doceniajmy to, że dziecko przeprosi i okaże skruchę. Nie możemy je gnębić w nieskończoność i wypominać. Było minęło- omawiamy akcję zaraz po i do niej nie wracamy.

 

Rozmawiam wiele z różnymi mamami, które mają dzieci w wieku starszej córy( 3-4 latka). W tym wieku mam wrażenie, że dopiero się zaczyna walka o swoje „ja”. Przereklamowany bunt dwulatka to pikuś. Kolejne lata to ciągła walka o swoje potrzeby, o akceptację, to chęć radzenia sobie ze światem na swój własny, dziecięcy sposób. W takich sytuacjach pamiętajmy, że…

 

Kiedy dzieci są przytłoczone wielkimi emocjami to zadaniem rodziców jest udzielić im swojego spokoju, zamiast przyłączać się do ich chaosu.

L.R. Knost

 

To my musimy stać na straży. A co istotne- być dumni, gdy dziecko pokazuje postępy. Pamiętam, jak byłam u znajomej, która ma roczne dziecko. Byliśmy już u niej z córkami kilkakrotnie. Za każdym razem obyło się bez większych afer. Ostatnim razem się nie udało. Laura bardzo chciała zostać jeszcze chwilę dłużej. Wszystko dlatego, że pamiętała, iż ostatnim razem została z „ciocią”, gdy ja z Lilą pojechałyśmy do domu. Potem po nią podjechałam. Tego dnia nie było takiej możliwości. Ale starsza córa tego nie rozumiała. Rozpętała burzę, która skończyła się postawieniem przeze mnie ultimatum- już ostrzejszym tonem. Całość trwała góra 8 minut. Po czym była chwila na refleksję, tłumaczenie i przeprosiny. Pękałam z dumy, mając na uwadze, że wcześniej taka akcja mogła trwać nawet godzinę.

Niestety moja znajoma szybko sprowadziła mnie do parteru, zadając jedno z moich ulubionych pytań: „O jaaa… Ona ma tak zawsze?”. To nic, że byłyśmy u niej po raz n-ty, a sytuacja zdarzyła się pierwszy raz. Ona ją oceniła. I to bardzo niesprawiedliwie.

Doceniajmy, gdy nasze dzieci poradzą sobie ze swoją złością. Wspierajmy je w tym. One naprawdę chcą z nami współpracować. Ale czasem nie wiedzą jak. W tym nasza jest rola.

Gdy wymagamy od potomstwa, by było spokojne i uległe to robimy mu krzywdę. Czasem tylko dlatego, by mieć święty spokój. Chcesz mieć spokój? Już za późno. Masz dzieci. Teraz musisz jeszcze coś z siebie dać.

 

 


 

Ten wpis został doceniony przez p. Dorotę Zawadzką 🙂

Dziękujemy!

Złość- dorota zawadzka 337

 


 

Podziel się