Kojarzysz pieluchy tetrowe? Masz prawo nie, ale jeśli jesteś w podobnym wieku, co ja, to Twoi rodzice pewnie doskonale pamiętają. Bo tego „smrodku” nie da się zapomnieć ;).
Ale do rzeczy! Pieluchy tetrowe były kiedyś w powszechnym używaniu, było to jeszcze przed erą pieluch jednorazowych. Nie było możliwości zakupu pieluszki jednorazowej i wyrzucenia jej zaraz „po”. O nie! Pieluchy tetrowe, które dzieci brudziły- rodzice prali i suszyli.
Jak wspomina Mark Gungor w swojej książce* przeważnie takie „zużyte” pieluchy były trzymane w małym wiaderku z przykrywką, z którego roztaczał się niepowtarzalny, ostry zapach dziecięcej kupy, aż do momentu opróżnienia kubełka i wyprania zawartości.
Nie wiem, jak Tobie, ale mi bardziej na wyobraźnię nie trzeba oddziaływać ;). Pamiętam jak u nas jednorazówki nieraz trafiały do kosza, a kosz z jednodniowym poślizgiem był opróżniany. No cóż- kwiatkami nie pachniało. W tym momencie możesz się (poniekąd słusznie) zapytać:
Do czego zmierzasz Kobieto???
Otóż zmierzam do sedna, ale nieco pokrętnie. Jak zapewne zauważyłeś drogi Czytelniku. Bo co niby kupa w tetrowej pieluszce ma do małżeństwa?
Jak się okazuje SPORO.
TETROWE MAŁŻEŃSTWA
Pierwszy raz z tym zwrotem spotkałam się w książce „Więcej śmiechu dla dobra małżeństwa” i to ona tak naprawdę zainspirowała mnie do napisania tego wpisu.
Bo jaka jest prawda o małżeństwie w dzisiejszych czasach? Czy nie jest tak, że jest ono warte mniej, niż choćby jakieś 20lat temu? I to nie tylko małżeńskie relacje, ale i międzyludzkie- ich siła jest mierzona kolejnym serduszkiem na Insta, czy lubisiem na FB. A tymczasem…
Dobrze by było, gdyby nasze małżeństwa były jak tetrowa pielucha- wypierzesz ją i znów użyjesz, nieważne jak bardzo była zabrudzona. Tak samo z relacjami. Musimy się nauczyć ja prać, suszyć, być może wypłukać w jakimś płynie, żeby je trochę zmiękczyć- ale z pewnością nie powinniśmy ich wyrzucać. Niestety, żyjemy w świecie szybkich rozwodów bez orzekania o winie. To pozwala patrzeć na małżeństwo jak na pieluchę, której szybko możesz się pozbyć. Stale mnie zadziwia, że niektórzy ludzie są bardziej przywiązani do swojej bielizny niż do świętej przysięgi małżeńskiej, a przecież bieliźnie nie ślubują „dopóki nas śmierć nie rozłączy”.
Mark Gungor
NASZ ŚWIAT TO ŚWIAT RZECZY JEDNORAZOWEGO UŻYTKU
Jak się coś popsuło, to się wyrzuca. Dziura w skarpetce? Kupi się następną, a nawet dwie. A ja dobrze pamiętam, jak chodziłam w zacerowanych skarpetkach jako dziecko. Buty się naprawiało, sprzęty, zabawkom rączki tata podklejał. A Ty kiedy ostatni raz naprawiałeś buty, czy zepsuty zegarek?
Ja nie mówię, że to źle. Złe jest tylko to, że te same standardy przenieśliśmy na wszystko. Dosłownie WSZYSTKO. Łatwiej jest nam wrzucić do kosza, niż choćby pomyśleć o naprawie. Wyrzucamy nawet to, co ma dożywotnią gwarancję…
DUCH KONSUMPCJONIZMU, KTÓRY PRZENIKA CODZIENNOŚĆ
Kiedy jesteś w sklepie i masz zamiar kupić choćby zwykły płyn do mycia szyb. To wybierzesz najzwyklejszy, czy może zwrócisz uwagę na etykietę, która obiecuje mycie bez smug, zapach morza i do tego ma ekstra nowoczesną pompkę?
Nie wiem jak Ty, ale ja- biorę to morskie cudo!
A tak naprawdę dajemy się konsumpcjonizmowi przez duże K. Agencje reklamowe wiedzą jak trafić do naszych ukrytych potrzeb. Lubimy w końcu rzeczy sprawiające, że czujemy się lepiej, poprawiające wygląd lub kuszące obietnicą szczęścia. Produkty rzekomo mają nam to dać, mają uczynić nasze życie lepszym. A my ślepo w to wierzymy.
JAK BYŁO KIEDYŚ?
Gdy konsumpcjonizm nie rozszalał się na dobre-ludzie kupowali rzeczy trwałe, solidne, a co najważniejsze- praktyczne. Były im one niezbędne do egzystencji. Dzisiaj kupujemy w większości dla szpanu. Nie dlatego, że jest taka nasza potrzeba, a dlatego, że chcemy.
Rzeczy mają mówić innym o tym, kim jesteśmy, mają kreować nasz wizerunek. Stało się w końcu tak, że to towar definiuje naszą tożsamość.
JAK TO SIĘ MA DO RELACJI?
Być może nie zawsze zdajemy sobie sprawę, ale myślenie konsumpcyjne przenika do wszystkiego, w co się angażujemy, także do małżeństwa. Jeśli postrzegamy małżeństwo jako rodzaj towaru, liczymy na to, że będzie definiowało nas jako osobę. Mówimy: „Oczekuję, że dzięki małżeństwu będę lepiej wyglądać i czuć się bardziej szczęśliwa- od zaraz”. W takiej sytuacji w centralnym miejscu stawiasz siebie*.
A tymczasem…
Małżeństwo nie jest towarem, jest relacją.
Jak to z relacją bywa- czasem jest lepiej, a czasem gorzej. Są kryzysy i sytuacje, które wymagają poświęcenia. Gdy ma się w głowie tylko : „Co ja będę z tego mieć?” to okazuje się, że małżeństwo przestaje być wartością.
Ja nie mówię, że trzeba tkwić w małżeństwie, które nie ma przyszłości. Gdy ma miejsce agresja, czy ciągłe kłamstwa. Mówię jedynie, że relacja małżeńska wymaga od nas więcej- wyzbycia się egoizmu. A każdy „smród” można wyprać, gdy tylko starczy chęci.
Oczywiście to wymaga wysiłku z obu stron- ale ktoś musi zrobić krok. Bo każde nieporozumienie, czy sprawiona przykrość, która jest złożona na dnie serca- ranią. Dlatego tak ważne jest, by rozmawiać o tym, co nas rani. Próbować naprawiać krzywdy, rozwiązywać nieporozumienia. A przede wszystkim- wybaczać. Wybaczać złośliwą uwagę, czy zdenerwowanie. Wybaczać rozrzucone skarpetki i spóźnienie. Wybaczać, bo sami nie jesteś idealni.
Kiedy jednak myślimy, że to tylko mi ma być dobrze, to przegramy. W małżeństwie chodzi o to, by się starać, by obojgu było dobrze. W każdej relacji egoizm jest złym doradcą.
Na koniec zostawię Wam jeszcze jedną myśl…
Małżeństwo- izba wytrzeźwień dla pijanych miłością.
Henryk Jagodziński
*Więcej śmiechu dla dobra małżeństwa Mark Gungor
JEŚLI MYŚLISZ, ŻE JESZCZE KOMUŚ MOŻE SIĘ PRZYDAĆ, TO BĘDZIE MI MIŁO, GDY:
- podlajkujesz go albo udostępnisz (wpis TUTAJ)
- pozostawisz po sobie ślad w formie komentarza
- zaobserwujesz mojego Facebooka (wtedy będziesz ze wszystkim na bieżąco)
- dołączysz do nas na Instagramie