Jestem osobą, która nie cierpi prosić o pomoc. Wolę sama zrobić wszystko, niż liczyć na czyjąś pomoc- nie dlatego, że sama zrobię lepiej, a raczej dlatego, że cenię swoją samodzielność…
Lubię to uczucie, gdy daję sobie radę ze wszystkim, co zaplanuję.
Gdy pojawiła się Laura- wręcz stroniłam od pomocy, bo chciałam nauczyć się bycia mamą samodzielną. Nie mówię tu o spacerach z koleżankami, a raczej o spędzaniu dni u swojej mamy, czy też zostawianiu Lorci u dziadków, by móc odetchnąć. Nie robiłam tego, bo nie potrzebowałam. Dobrze sobie radziłam i nie przepadałam za zostawianiem Laury gdziekolwiek, bez wyższej konieczności.
Świetnie się z tym czułam- sama decydowałam co i kiedy zrobimy, ustałam plan dnia. Nie ukrywam, że nie musiałam też słuchać wszystkich „mądrych rad” ze strony innych 😉
Sytuacja się nieco zmieniła, gdy zaszłam w ciążę z Lilką… Gdy zaczęłam krwawić i nakazano mi oszczędzać się przez tydzień… Z pomocą przyszła mama, która przychodziła do mnie przez 4 dni i wychodziła na spacery z 11 miesięczną wtedy Laurą. Bardzo jej byłam wdzięczna za pomoc, szczególnie, że wracała potem jeszcze do swojej pracy…
Po krytycznym tygodniu wróciłam do żywych i już do końca ciąży radziłam sobie sama. Mimo, że pod koniec było już ciężko to musiałam dać radę, bo nie bardzo było nawet kogo poprosić o wsparcie- choćby wspólne spacery z osobą, która nie miałaby swojego dziecka do pilnowania, by mogła ona dźwigać Laurę, gdy byłyśmy na placu zabaw.
Urodziła się Lilka i dalej nie zmieniłam zdania- lubię swoją samodzielność, nawet z dwójką dzieciaczków. Ale…
Czasami bywają takie dni, że bardzo przydała by się pomoc… Choćby wtedy, gdy Lilka miała szczepienie, a wypadało ono w godzinach drzemki Laury… Nie mogę przecież wziąć wtedy Laury ze sobą, bo wiem, że z niewyspania będzie marudzić- a nawet jeśli by zasnęła po drodze (co w podwójnym wózku nie jest takie proste, bo nie można złożyć jej siedzenia do pozycji leżącej…) to zbudziłaby się w przychodni. A krótki sen w jej przypadku oznacza również biadolenie…
Obie babcie pracują… Koleżance nie podrzucę Laury do spania, gdy ma też swoje dziecko do pilnowania… Mąż nie może za każdym razem brać dnia wolnego lub zwolnić się trochę z pracy…
I koło się zamyka… Ostatnio odwołałam prześwietlenie bioderek Lilki, bo lekarz przyjmuje od 12:30 do 15:30 czyli wypisz, wymaluj, kiedy Laura śpi…
Zapisałam Lilę do innego lekarza- lepszego ale przyjmującego znacznie dalej, a co ważniejsze przyjmującego cały dzień (więc była możliwość manewru). Godzina 17:30 (musimy wyjechać godzinę wcześniej)- mąż nie może wyjść wcześniej z pracy, babcia pracuje do 18…
Na szczęście koleżanka przyszła z pomocą i zajmie się wraz z synkiem moją starszą latoroślą w czasie naszej wizyty u lekarza..
Właśnie w takich sytuacjach brakuje mi dodatkowej pary rąk do pomocy… Na tą godzinę lub dwie w tygodniu.. W kryzysowych sytuacjach, gdy ze zmęczenia chce mi się płakać, a żadna z cór nie ma zamiaru pójść na drzemkę…
Nie powiem- w weekendy możemy zawsze liczyć na pomoc którejś z babć. Ale bądź co bądź od poniedziałku do soboty jestem „sama”, a mąż w pracy.
Ostatnio na placu zabaw spotkałam dwie mamy w podobnej do mnie sytuacji. A raczej z pozoru podobnej. Tożsame było jedynie to, że obie posiadały dwójkę dzieciaczków z małą różnicą wieku, czyli tak jak u nas. Jedna na cały dzień chodziła do swojej mamy, a drugiej mama przyjeżdżała codziennie na parę godzin, by jej pomóc. Przez myśl mi przeszło, że fajnie mają- babcia przeważnie wychodzi ze starszym dzieckiem na spacer, a dana mama ma czas dla mniejszego.
Ale ja też mam fajnie! Nie nudzę się wcale 🙂 Spędzam czas z obiema córeczkami i każdej staram się poświęcać tyle samo czasu. Lubię to! I tak naprawdę to nie chciałabym mieć kogoś non stop przy sobie do pomocy, bo cenię sobie niezależność (sprzątam kiedy chcę, jem kiedy chcę, wychodzę na spacer kiedy mam ochotę, itd.).
Z drugiej strony- dobrze mieć pod ręką kogoś do pomocy, szczególnie w sytuacjach, gdy nie mogę załatwić czegoś z dwiema córami…
Ja też zawsze musiałam być bardzo samodzielna 🙂 Da się nawet jak jest ciężko.
Potem przynajmniej można być z siebie dumnym 🙂
Tak, czasem jest mega ciężko właśnie najbardziej w tych kryzysowych sytuacjach, ale z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej 🙂
Też to zauważam 🙂
Niestety czasami jest bardzo ciężko z dwójką dzieci i wypada skorzystać z pomocy innych. U mnie jest podobnie, jak u Ciebie, do tego nie mam zbyt wielu osób do pomocy na miejscu, więc czasami muszę mieć niańkę i jej po prostu zapłacić. Ciebioe i tak podziwiam, bo dajesz radę często pisać na blogu długie posty. Mi już na to często nie wystarcza czasu i siły. Liczę na to, że może za dwa lata będzie lepiej, choć teraz uwielbiam spędzać czas z dziećmi i cieszę się, że mam macierzyńskie. W Twoim przypadku myślę, że jedna, czy druga babcia może też chce pobyć trochę z wnuczkami? Serdecznie pozdrawiam i życze dużo siły:)
Ty też dużo bierzesz na siebie Kochana i sama nie wiem jak dajesz radę 🙂
U nas babcie bardzo chętnie by się zajęły ale pracują i to w tym tkwi problem- bo jak są szczepienia czy inne sprawy do załatwienia to w tygodniu, a nie w weekend kiedy tą pomoc łatwiej by było uzyskać…
Pozdrawiam!!
Chociaż bym chciała to na razie również muszę być samodzielna bo mieszkam z dala od swoich rodziców :/ Czasami pomoc na godzinkę okazuje się zbawieniem i zmęczenie odchodzi w zapomnienie a tęsknota i radość z widoku dziecka wraca z podwójną siłą. Na razie mam jedno dziecko jednak wyobrażam sobie jak może być ci ciężko. Za jakiś czas będziemy dumne, że tak dobrze sobie radziłyśmy 🙂
Dokładnie- ta godzinka, kiedy to można by odetchnąć trochę i nabrać sił 🙂
W weekendy czasem się zdarza mi tego doświadczyć 😉
Ze mnie też taka zośka samośka 😉 Choć mamy jedną babcię „na miejscu”, jest aktywna zawodowo, więc z tym załatwianiem spraw bywa różnie…
A już niedługo drugie dzieciątko na świecie… Wtedy pomoc może się przydać ale i bez można dać radę, buziaki
no właśnie to mnie nieco martwi, moja mama pomaga ile może ale też pomaga mojemu bratu więc siłą rzeczy się nie rozdwoi, a szkoda bo Snikersik jest baaaaaardzo żywy i wymaga niezwykłej uwagi, jeszcze jakby chociaż jedną bajeczkę dziennie obejrzał, zawsze to coś, ale gdzie tam:) więc chyba poproszę o jakąś magiczną, kosmiczną siłę jak i drugie się pojawi 🙂
ps. szkoda, że bliżej siebie nie mieszkamy to byś mi Lorcie podrzuciła w takich kryzysowych sytuacjach, mam doświadczenie przy nieco większej ilości rozrabiaków także wiesz…:)
Graziu! Żałuję, że nie mieszkasz bliżej- ale to ze względu na to, że byś chociaż na kawę do mnie się zjawiła… I Laura z Antkiem mieliby się okazję poznać… Ehh
Mam nadzieję, że będziesz miała do pomocy swoją mamę, bo taka pomoc jest czasem nieoceniona- szczególnie w kryzysowych sytuacjach… Trzymam kciuki :*