Jesień stwarza okazję do tego, by snuć wymówki. Wygodne jest to bardzo. Powodów do narzekania jest cała masa.
Jak z rękawa ludzie wyciągają kolejne. Zimno, wietrznie, pada. A jak nie pada tylko słońce świeci to mówią „mogłoby być cieplej”.
Mogłoby oczywiście. Ale w Egipcie, ewentualnie na Krecie. Ale nie u nas. I powiem Ci, że wcale nie musi.
DOBRZE JEST TAK, JAK JEST
Lubię jak pada, bo powstają kałuże, po których L&L skaczą bez opamiętania. Lubię, gdy pada, bo wtedy zakładają kalosze, które w mig się zakłada. A nie te kozaki, czy półbuty, z którymi mają problem, by suwak zapiąć.
Lubię powietrze po deszczu i tęczę na niebie, gdy słońce napotka zagubioną kroplę deszczu. Moje dzieci też lubią.
Lubię patrzeć na ich uśmiech.
Lubię te nasze przekąski na powietrzu. Lubię, gdy nosy zmarzną i wracamy do domu, by napić się ciepłej herbaty.
Polubiłam ostatnio zimę, mimo że wychodzenie na dwór, gdy w końcu zapakowałam córki w kombinezony było dość problematyczne.
Jednego jednak nie polubię. Gdy rozbrzmiewa „sikuuu!!!”, a moje dziecko ma na sobie nieszczęsny kombinezon. Tego za nic w świecie nie polubię, więc…. W tym roku kombinezonów nie będzie.
Bo lubię dbać o swoje nerwy ;).
LICZY SIĘ TU I TERAZ
Zima przed nami, ale warto się skupić na tym, co tu i teraz. A teraz i owszem minął deszczowy tydzień, jednak jednego dnia padało trochę mniej. Słońce też się pojawiło. Pamiętasz?
Zapamiętałam ten dzień. Przyszłam po dziewczyny wcześniej do przedszkola, by móc skorzystać z pogody. Byłam nastawiona pozytywnie i zdeterminowana, by z nimi pospacerować. One jednak nie do końca podzielały mój entuzjazm. Prawie zrezygnowałam, bo chciały wracać do domu.
Jednak sama po sobie wiem, że człowiek często zamyka się przed nowymi możliwościami z czystego lenistwa. Zmęczenie, znużenie. To wszystko towarzyszy moim córkom, gdy odbieram je z przedszkola. To zrozumiałe.
Ale rozumiałam też, że łyk świeżego powietrza dobrze im zrobi. Na dodatek miałam dla nich NIESPODZIANKĘ.
W mieszanych nastrojach dotarłyśmy na miejsce.
Jednak było warto.
Towarzyszył nam TwistCar. To pojazd, który jest napędzany poprzez ruchy kierownicy. Niepotrzebne są żadne baterie, zasilacze, czy pedały. Dziecko wsiada, rusza kierownicą i jedzie. Po czym na jego buzi pojawia się taki oto uśmiech 🙂
Zobacz jakie to proste! 🙂
Taka mała rzecz, a cieszy. Gdy TwistCar do nas dotarł, a na zewnątrz było deszczowo to dziewczyny robiły zawody w jeżdżeniu nim po domu.
Nasz dom to jedynie dwa pokoje. W końcu zauważyłam jak przydatny potrafi być korytarz 😀
Mamy też sąsiadkę, która mieszka pod nami. Starsza Pani, której przeszkadza nawet to, jak dziewczyny za głośno chodzą. TwistCar jednak nie przyczynił się do naszej wyprowadzki. Jest tak cichy, że wolałam, by L&L jeździły na nim, niż biegały w tą i z powrotem 😉
WRACAJĄC DO SEDNA
Może nie jest łatwo wyjść czasem z domu. Może czasem lepiej jest zostać. Ale nie miej pretensji do świata za swoje decyzje.
Bo na zewnątrz może być lepiej, gdy tylko zwrócisz uwagę na pozytywy. Z TwistCarem było łatwiej spędzić miło czas. To dodatkowa atrakcja dla dzieci. Taka, którą można wziąć ze sobą na spacer.
A jak już wyjdziesz, to też możesz być świadkiem choćby tak pięknego nieba.
To jak będzie? Dosyć wymówek?
P.S. Zbliżają się Święta. Jeśli zastanawiasz się jaka zabawka by była odpowiednia dla Twojego dziecka, to może TwistCar będzie odpowiednim wyborem? 🙂 U nas TwistCar numer 2 z pewnością się pojawi.
Czadowy , też bym sobie chciała tak pojeździć ??
Spacer po przedszkolu to u nas obowiązkowy punkt dnia, nawet małe kółeczko wokół parku a człowiek już czuje się inaczej. Uwielbiamy tez spektakle ktore rozgrywają się na niebie
O kurcze…czego to czlowiek nie wymyśli??fajny ?
Mamy taki od 4 lat, jest nadal w użyciu, chyba jest niezniszczalny.