Otóż to! Wiosna przyszła i szykujemy swoje ciała do lata. Wszyscy nagle ćwiczą, mobilizują innych. Zaczynam powoli wątpić czy to czasem  nie na pokaz. Ale przecież trwa pogoń, by być ideałem. Matką bez skazy, pociągającą kobietą i kochanką. W każdym razie co ze mną? Ja Wam powiem moje drogie kobiety i mamy, że komu jak komu ale nam już wysiłku fizycznego wystarczy.

No cóż, drugą Chodakowską nie będę 😉

Ale jakoś trzeba sobie wytłumaczyć, bo ostatnio na siłownie mnie nie ciągnie. A o dziwo… Chudnę 🙂

Nic na siłę. Gdy wmawiają Wam: „Zróbcie coś dla siebie, godzina na siłowni, a będziesz miała satysfakcję”. To ja Wam powiem: „Nic nie da Wam takiej satysfakcji jak zjedzenie kawałka czekolady w ukryciu przed dzieckiem”. A gdy chcę zrobić coś dla siebie to idę do fryzjera, albo oddaję dzieci w dobre ręce i ŚPIĘ. Tego najbardziej potrzebuje mój organizm. Sen to jest to, co dałoby mi satysfakcję i chęci do działania. A nie kolejny wysiłek fizyczny.

Jaki kolejny? Możesz spytać. Otóż cały dzień ćwiczę (moją cierpliwość też ale skupmy się w tym wpisie na aspektach fizycznych). Podnoszę ciężary i nie muszę chodzić na siłownię. Poddałam się małemu eksperymentowi. Co z niego wyszło?

W ciągu całego dnia podnoszę słodkie 9 kg około 54 razy a potem dźwigam je na jednej ręce . Do tego doliczmy noc czyli 4 razy kiedy to muszę moją Lilę wyciągnąć z łóżeczka, gdy się zbudzi. Czyli mamy 58 razy ! Imponujące?

Ale to nie wszystko. W domu posiadam jeszcze większy kaliber- 15 żywych kilo. Laura jest brana na ręce sporadycznie ale czasem chce, by mama ją podniosła, bo:

-wzięłam Lilę na ręce i ona też chce

-chce zobaczyć co gotuję

-chce mi pomóc w gotowaniu

-chce dostać się do szafki, która jest dla niej za wysoko.

Ile zatem razy dźwigam moją straszą latorośl. Wyszło mi 8 razy na dzień! Mięśnie pracują moi drodzy, nie ma żartów.

Do tego przysiady za każdym razem, gdy schylam się w trakcie układania puzzli, kolorowania, układania klocków, zmiany pieluchy.

Bieganie to moja ulubiona atrakcja. Szczególnie, gdy Lorcia urządza sobie biegi w sklepie, a ja z wózkiem muszę za nią ganiać.

Chodzenie– z pokoju do pokoju, bo Lila zabiera klocki, bo Laura nie może wyciągnąć ciastoliny z pojemnika, bo akurat bez mamy malowanie to nie to samo.

Tylko brzuszki, by mi się przydały. Ale z tym jest gorzej. Trzeba się położyć. A to jest jak zaproszenie, do tego, by córy na mnie właziły.

Jednak chyba z moją kondycją nie jest tak źle. W każdym razie przed latem to przydałoby się trochę więcej snu, by zredukować…. Moje cienie pod oczami 😉

P.S. Zapraszam Was na nasz wywiad na stronie Zosi Ślotały – TUTAJ

Podziel się