Taka bywam narzekająca. Taka niezadowolona czasem. Taka wreszcie zmęczona, życiem i sobą.
Dopóki nie dostanę pstryczka w nos, to się nie ogarnę i już. I dostałam…
Ale od początku. Od połowy tego roku żyłam myślą, że przyjdzie wrzesień i odetchnę. Będę miała mniej obowiązków na głowie, bo tylko jedną córę pod opieką, a drugą w przedszkolu. Wyidealizowałam ten fakt, bo pragnęłam chwili ciszy w ciągu dnia. By zostać sam na sam ze swoimi myślami. Lila, mająca drzemkę w ciągu dnia miała mi to zapewnić. Laura już rezygnuje ze spania w dzień i ma masę niespożytej energii… A pracując w domu musiałam nieraz się nieźle nagimnastykować, by zrealizować zadania, cele, a do tego zająć się L&L.
Także miało być pięknie. Wizję roztaczałam. Ile to nowych projektów zacznę, ile zaległości nadrobię. W końcu Laura sama chciała iść „do dzieci”, więc o żadnych problemach nie będzie mowy. Myliłam się, dziś wiem, że bardzo. Pozytywne nastawianie to podstawa, ale świadomość, że może być ciężko również.
Dużo, by pisać ale na fakt o tym, że Laura już nie chodzi do przedszkola złożyło się wiele czynników. Nie zrezygnowaliśmy tylko dlatego, że płakała, jak miała iść. Tak naprawdę to tylko jednego dnia mieliśmy kryzys przed wejściem do sali. Za to każdego dnia smutek, żal i łzy, towarzyszyły nam gdy wracała. Zamknęła się w sobie i nie chciała ze mną rozmawiać. Ostatecznie tata L&L przyczynił się do rozwiązania zagadki. Laurze było przykro, że Lila zostaje ze mną w domu, a ona musi chodzić do przedszkola. Czuła się przez to gorsza i myślała, że faworyzuję Lilę. Tłumaczenie, że pracuję w domu nic nie dawało, bo jak na trzylatkę przystało, odpowiadała „Ale do tej pory też pracowałaś”.
Nie chciałam, by tak się czuła, więc zrezygnowaliśmy z przedszkola. Uświadomiliśmy jednak pierworodną, że w przyszłym roku pójdzie z Lilą. Przyjęła do wiadomości. Wiem, że pewnie chcesz mnie przestrzec, że podjęliśmy pochopną decyzję. Mam nawet tego świadomość. Ale jako matka, czuję, że dobrze zrobiłam. W końcu ten rok jeszcze zostaję w domu.
Ale dziś nie o tym, czy dobrze zrobiliśmy, bo nie ma co roztrząsać. Chodzi raczej o to, co się ze mną potem działo. Popadłam w marazm. Zabrakło mi chęci, bo moja wizja upadła. Wróciłam do punktu wyjścia. Łatwiej nie było, a wydawało mi się sto razy trudniej. Wiesz, co mam na myśli? Ciężej wstać z rana, gdy przez parę miesięcy czeka się, na to, że od września będzie łatwiej. Nadchodzi wrzesień, a tu klops.
Tak to widziałam. Byłam zrezygnowana. Nie piszę to, by wylewać swoje żale, ale dlatego, by uświadomić Tobie, że wszystko „to” siedzi w naszej głowie. W końcu nie było mi nagle jakoś trudniej- było tak samo. A wmówiłam sobie inaczej.
Potrzebowałam, by ktoś mną potrząsnął. I stało się. Dostałam wiadomość od czytelniczki z prośbą o zapoznanie się z historią pewnej młodej kobiety. 27 lat i kilka miesięcy po ślubie dowiaduje się, że ma nowotwór. Jest już w takim stadium, że pojawiły się przerzuty. Lekarze nie dają jej zbyt wielu szans. A przecież M. miała plany, marzenia i ma dla kogo żyć…
Spojrzałam na siebie. Poczułam się paskudnie. Niczego mi nie brakuje. Mam cudowną rodzinę, zdrowe córki, spełniam się w wielu dziedzinach. A potrafię tylko narzekać.
Jak wielu z nas tak ma? Nie docenia tego, co przynosi nam los. Widzimy same kłody pod nogami, a przecież wystarczy się cieszyć z tego co się ma. W końcu uświadomiłam sobie, że ten rok to moja szansa. Na bycie z moimi córkami całe dnie, na budowanie wspomnień, na wzmacnianie więzi. Szansa, którą mogłam zmarnować…
Tak lubimy narzekać.. .zwyczajnie chyba lubimy! Wielu z nas czasami nie potrafi dostrzec jak wiele ma, jak mu się w życiu powiodło i jaki łaskawy wobec niego był las…
Coś w tym jest- narzekanie mamy chyba we krwi. Czasem dobrze się z tego otrząsnąć…
Czasami dopiero gdy los da nam w twarz otwieramy oczy…
Doskonale Cię rozumiem. Michaś chodzi do przedszkola, mieliśmy chwilę zwątpienia, bo chyba to będzie pierwszy pełny tydzień jak do niego chodzi, cały czas nył chory…
3 lata w domu i zero jakiejkolwiek choroby, a teraz cały czas i do tego Adaś łapie od niego…tłumaczę sobie, że za rok będzie to samo, wiec może jakoś damy radę, ale gdyby Adaś był w wieku Twojej młodszej córeczki też byśmy go zostawili w domu, a tak modlimy się aby Michaś nabrał odporności.
Ściskam Was.
Trzymam za Was kciuki, by chorób było jak najmniej. Ściskam 🙂
ciesze sie ,ze dziewczyny we dwie w domku ,jeszcze troche i zaczna wspolnie bawic sie ,u nas jak starszy byl w przedszkolu to mialam wiecej zajecia z mlodszym ,a teraz jak sa obydwaj w domu mam wiecej czasu dla siebue i cory ,bo chlopcy maja juz swoj swiat i juz nie prosza ,zeby sie z nimi bawic ,powodzenia 🙂
Agata, masz rację. Jak Laura parę dni chodziła do przedszkola to Lila nie mogła sobie miejsca znaleźć i non stop potrzebowała mojej uwagi. Zatem nie do końca było tak kolorowo, jak to sobie wymyśliłam. A teraz spędzają dużo czasu ze sobą, kłócą się sporo ale razem jest im mimo wszystko raźniej. Dzięki, że napisałaś.
Pozdrowienie dla Twojej Trójcy :*
To mnie wystraszyłaś Kuba od listopada ma zacząć chodzić do klubu malucha 3 razy w tygodniu po 3 godziny. Ja już sobie układam plany co będę robić, ale czytając twój post to raczej się wstrzymam z tymi planami.
Małgosiu u nas zabrakło dni adaptacyjnych, bo nasze przedszkole czegoś takiego nie praktykuje. Na dodatek na początku września na tydzień wyjechaliśmy na wakacje i Laura też wiele przez to straciła. Trochę się na to złożyło, ale może u Was będzie inaczej. Trzymam kciuki!
Madziu i znowu się z Tobą zgadzam. Mamy zdrowe dzieci (poza oczywiście gilonami pod nosem :)), dobre życie, a często tego nie doceniamy. Też czasami marudzę, narzekam, wręcz użalam się nad swoim strasznym losem, a przecież wiele osób chciałoby być na moim miejscu. A co do przedszkola to nam się udało, Hania zaczęła chodzić na wiosnę i teraz jak poszła po wakacjach to nie było problemu. U nas to raczej Młody ma żal, że ona idzie sobie do dzieci, będzie się bawić, a on musi siedzieć w domu, w lesie, gdzie nic ciekawego się nie dzieje. Jak widać dzieci są różne i różnie reagują na tą samą sytuację. Trzymaj się i ciesz się kolejnym rokiem z dziewczynami. W końcu to będzie Wasz ostatni wspólny rok 🙂
Brawo dla Hani!! A Młody pewnie cieszy się bardzo, gdy Hania w końcu wraca 🙂 U mnie dziewczyny to rzucały się sobie w ramiona 😀 A teraz mają już siebie po dziurki w nosie 😀
Dzięki Kochana za Twoje słowa, pozdrawiamy :*
Faktycznie, dziecko myśli inaczej, niż my. Historia w jakimś stopniu przerażająca, masz plany, cele, a tu nagle bach. Po raz kolejny uświadamia to nam jak ważny jest każdy kolejny dzień.
Strasznie kruche to nasze życie niestety.
Dobrze, że masz to za sobą! O tym, że pozytywne nastawienie potrafi zdziałać cuda przekonałam się sama. Buziaki, trzymaj się!
Pozytywne nastawienie z naszą dwójką to podstawa, bo inaczej wszystko się wali.
Buziaki
ja się cieszę, że Laura chodzi do żłobka bez problemu. Ale-ona jest sama, gdyby było rodzeństwo nie wiem jak by to zniosła, i czy tez nie zostalibyśmy w trójkę w domu. 3 latka już potrafi sobie ułożyć w główce odpowiedzi, które później trudno zmienić, na miejscu Twojej Laury też byłoby mi pewnie przykro-tak sobie myślę. Oby za rok poszło gładko. A co do życia…w jednak chwili jest,a w drugiej już go nie ma, trzeba łapać każdą chwilę!
Dobrze, że Twoja Laura tak sobie świetnie poradziła.
Zobaczymy jak będzie za rok u nas, trzeba będzie przetrwać 😉
Kochana bylo,minelo ,nie ma czym sobie glowy zawracac bo sa rzeczy wazniejsze 😉 Przynajmniej nie musisz biegac w te i we w te o okreslonych godzinach i pilnowac czasu hehe =D
Hehe jak na to spojrzeć to faktycznie nie mam na co narzekać 😀
:-*
Łapmy każdą chwilę, jesteś a za chwilę cię nie ma :/
ps. co do przedszkola uważam, że to była słuszna decyzja 🙂
P.S. Ta myślałam, że podobnie byś zrobiła 😉
To prawda, że nie doceniamy naszej codzienności, zapominamy ile mamy szczęścia, a czasami wystarczy ułamek sekundy by wszystko stracić.
Właśnie…
Oj jak ja ostatnio marnuję czas… też popadłam w jakiś taki stan zawieszenia. Polka w przedszkolu, a ja się albo się zwyczajnie obijam, chociaż tyle rzeczy jest do zrobienia
Co do przedszkola, może faktycznie lepiej 🙂 Jeśli dajesz rade pracować w domu z dwoma 😉 Ja doceniam to, ze mam te pół dnia spokoju. Kryzysu było ze 3 dni, a teraz jest super.
Iza, ale Ty masz prawo się w ciąży trochę poobijać. Trochę Ci tego zazdroszczę 😉
Pięknie to napisałaś Madziu. Sama niedawno poruszałam ten temat na swoim blogu. Narzekamy, bo tak jest i już…a wystarczy właśnie rozejrzeć się dookoła i zobaczyć ile prawdziwych nieszczęść czai się za rogiem. Mamy wspaniałe rodziny, zdrowe dzieci, sielanka. A, że czasem mamy ochotę wyskoczyć przez okno, bo dzieci tak dały w kość, że tylko usiąść i płakać? To normalne zjawisko. Każda z nas pewnie to poznała. Z przedszkolem uważam, że postąpiłaś słusznie. To Twoje dziecko, Ty codziennie widziałaś jakie zmiany w Małej zachodzą. Zrobiłabym to samo, bez względu na czyjekolwiek opinie. Pozdrawiam :*
Dzięki Marta, też tam w środku czuję, że dobrze zrobiłam. Choć na moment w to zwątpiłam.
Lecę do Ciebie nadrabiać zaległości 🙂
rok temu u nas było identycznie z przedszkolem…. też poszli razem i chociaż początki słodkie nie były teraz jest już dobrze. Pozdrawiamy
Pamiętam Ilona, jak to u Was było. Spodziewam się, że przyszły rok nie będzie łatwy ale mam nadzieję, że ostatecznie damy radę. Trzeba będzie.
Pozdrawiam!
będzie lepiej bedzie starsza pojda razem wiele jej to da trzymam kciuki <3
Dzięki :*
Nie raz się już przekonałam, że narzekanie i bycie niezadowolonym z własnego życia nic nie wnosi do Naszego życia. Mamy prawo czuć się słabe, zmęczone jednak w obliczu tylu tragedii które każdego dnia dotykają ludzi, my wygrałyśmy na loterii. Mamy rodzinę, zdrowe dzieci, dach nad głową.
Ściskam !
I warto o tym pamiętać na co dzień 🙂
Pzdr!
Nie wyobrażam sobie pracować na stałe w domu BEZ dzieci. A co dopiero z? Niesamowicie Ci zazdroszczę siły i trzymam kciuki za dziewczynki!
Dzięki Agata :*
Często nie doceniamy tego co mamy, smutne ale niestety prawdziwe. Uwierz mi ja także nie doceniałam swojego zdrowia, niezależności, do czasu kiedy nie miałam wypadku i bez pomocy innych nie poradziłabym sobie. Życie dało mi nauczkę, od tego czasu patrzę inaczej na świat i zdecydowanie stwierdziłam że za mało korzystałam z tego życia. Wiem że są ludzie którzy mają gorzej niż ja i wszelkie narzekania odeszły w zapomnienie.
buziaczki 🙂
Nawet nie wiedziałam o Twoim wypadku… Dobrze, że masz to już za sobą.
Buziaki
Ja zawsze postrzegam osoby, które mają dzieci za bardziej zmotywowane, lepiej zorganizowane i ogólnie takie, na których można polegać. Pewnie też jesteś taka, anie zauważasz tego 🙂
Zależy od dnia hehe 😉
Bo tak niestety często jest, że nie doceniamy tego, co posiadamy. Tutaj przykładów można zliczać bez końca. Sam fakt, że masz dwie piękne, zdrowe córki, podczas gdy moja przyjaciółka od lat stara się o dziecko i przez problemy zdrowotne jej to nie wychodzi. Przeszła na dietę, będzie miała masę drogich zabiegów, wydaje setki a nawet tysiące złotych na badania, żeby spełnić swoje marzenia i mieć maleństwo. Tutaj akurat przyklad z dziećmi, ale często nie doceniamy tego, co mamy i dopiero kiedy natkniemy się na kogoś, kto chciałby mieć to, co my, albo jego życie się wali, zupełnie inaczej patrzymy na własne.
Paulina, otóż to. Porównując siebie do innych, dopiero jesteśmy w stanie docenić. Szkoda, że nie dzieje się to tak automatycznie, na co dzień.
Mam nadzieję, że Twojej przyjaciółce się uda…
Ściskam
W życiu potrzebne są jakieś sytuacje, czyjeś słowa po to, aby trochę nami potrząsnąć. Bardzo często w natłoku tych wszystkich codziennych spraw, pracy, która pochłania wiele naszego czasu i emocji nie doceniamy jak wiele mamy. Warto cieszyć się chwilą i wykorzystywać ją najbardziej jak się da…
Warto, Aniu. Zdecydowanie warto.
aż się wzruszyłam czytając. Masz świętą rację, czasem trzeba mocnego elektrowstrząsu, żeby się otrząsnąć. Sama osobiście znam osobę, która miała wiele planów, a ja wraz z nią. Może nie miała 27 a 57 lat, ale i tak stanowczo za szybko odeszła. Tak więc zamiast wiecznie narzekać, to trzeba spiąć pośladki i kreować własne szczęście tu i teraz 🙂 I bardzo dobrze zrobiłaś, że zabrałaś Większą L z przedszkola 🙂
masz rację…często nie doceniamy tego co mamy, poza tym możemy sobie planować a życie pokazuje swoje/
też pracuję w domu – też mam dwie córki, z tym że starsza poszła do przedszkola już 3 lata temu, a młodasza pojdzie pewnie za rok.
Dorota, racja- życie często weryfikuje nasze plany. Pozdrawiam!
Jestem tu po raz pierwszy, wlasciwie z przypadku, ale juz wiem, ze zajrze tu jeszcze nie raz. Ten tekst bardzo mnie wzruszyl. Mam polroczna corke, cudowna, wspaniala, wyczekana. A mimo to lapie sie na tym, ze odliczam dni kiedy w koncu choc troche podrosnie. Mam wyrzuty sumienia, bo to jaka jest teraz jest piekne, ulotne i niepowtarzalne, tyle na to macierzynstwo czekalam, a mimo to czasem tak glupio tego nie doceniam. Jednak Pani tekst daje sporo do myslenia. Dzieckuje.
Ilona, Magda jestem 🙂 Miło mi będzie, gdy będziesz zwracała się do mnie po imieniu 🙂
Tak to już jest, że codzienność trochę zabija w nas entuzjazm i zapominamy o tym, ja wiele mamy. Ale dobrze jest sobie o tym przypominać. Cieszę się, że mój tekst spowodował refleksję.
Pozdrawiam serdecznie :*
Mam 4 letnią córkę o którą staraliśmy się 5 jakże ciężkich lat. To ciąża pozamaciczna, to poronienie i wreszcie przyszła na świat Wiktoria.Obecnie cóka chodzi do przedszkola,w dodatku jest mega alergiczką,uwierzcie mi sama mam różne dni, czasem nie mogę doczekać się kiedy pójdzie do tego przedszkola ,a czasem bardzo mi jej brakuje w ciągu dnia. Natomiast uważam jedno, każde chwile są niezapomniane,teraz ma najlepszy okres tulenie,kiedy przyjdzie i powie mamo kocham ciebie najbardziej na świeci,mamo ale z ciebie głuptas itp.Tego nie da się opisać,czasem się na nią wkur….. ale to normalna kolej rzeczy,prawdą jest to, że nie doceniamy tego co mamy,nie cieszymy się każdym dniem baaaa zapominamy o tym co jest w życiu najważnieszje!!!!
Madziu, dziękuję Ci, że podzieliłaś się ze mną swoją historią. Cieszę się, że Tobie i Wiki ostatecznie udało się z przedszkolem. U nas miesięczny bunt na przedszkole minął.
Wypisałam ją, a teraz co drugi dzień słyszę, że przedszkole nie jest takie złe, ale szkoda, że mnie tam nie było. Mówi więcej, co się tam działo. Znacznie więcej, niż jak tam chodziła.
Myślę, że od września już zupełnie będzie gotowa, by pójść.
Pozdrawiam Cię serdecznie! :*