Kasia i Wojtek. Razem od 5 lat. Poznali się na studiach. To był ten rodzaj miłości, która zdarza się raz w życiu- pełna fajerwerków z porankami w ramionach ukochanego i śniadaniami do łóżka.
Ludzie, którzy byli już na takim etapie swojego życia, że wiedzieli czego chcą. Naturalną koleją rzeczy był ślub, dobra praca, 4 pokojowe mieszkanie i wizja gromadki dzieci. Pochłonięci pracą w korporacji, w końcu, dwa lata po ślubie decydują się na ten krok. Będą się starać o dziecko!
Bardziej gotowi być nie mogą- to jest ten czas. Dziecko dopełniłoby ich związek, jak brakujący element układanki. Starania trwają miesiąc, dwa… Po pół roku decydują się na wizytę w klinice leczenia niepłodności. Dwa dni przed umówioną wizytą Kaśka robi test- rutynowo, jak co miesiąc. Wpatruje się bezwiednie, z góry wiedząc, co zobaczy. Pogodziła się z uczuciem zawodu, które jej towarzyszy za każdym razem, gdy na teście pojawia się jedna kreska.
Tym razem było inaczej. Ta kreska pojawiła się jakoś wcześniej niż zwykle… A zaraz po niej… DRUGA. Tak!!! Euforia. Radość nie ma końca- ona krzyczy z zachwytu i wpada w jego ramiona. Oboje tańczą. Jest! Udało się.
Kasia wpadła w szał przygotowań. Pokoik musi być gotowy- barwy neutralne. Łóżeczko najlepsze z możliwych, kącik z kanapą- do karmienia piersią. Wszystko przygotowane na przyjście nowego członka rodziny.
Ciąża przebiega prawidłowo, a w 21 tygodniu mają już pewność- będzie chłopak! Dominik 🙂 Kasia dobiera dodatki w pokoju dziecka, kupuje ubranka, by zapełnić szafę.
22 tydzień, 5 dni wcześniej para słyszy po raz pierwszy na KTG, jak bije serce ich synka. Wieczorem Kasia zauważa, że krwawi. Jedzie z mężem do szpitala.
Na izbie przyjęć lekarz po badaniu mówi do położnej: ”Rozwarcie na dwa i pół palca”. A do Kaśki: „To koniec ciąży”. Ona nie rozumie, co do niej mówi, przecież tylko zakrwawiła, a teraz już nie…. „Szyjka się rozwiera, nie miała pani założonego szwu, na porannym obchodzie zadecydujemy”. Kładą ją na patologii ciąży z kobietami w 42 tygodniu, które czekają na wywołanie porodu. Położne podłączają ją do KTG i słyszy miarowy rytm serduszka synka. Uspokaja się. Zasypia.
Rano przychodzi ordynator i po zbadaniu klepie ją po ręce i mówi: „Nastąpiło całkowite rozwarcie, musi Pani urodzić. Jest Pani młoda, na pewno będzie mieć pani kolejne dziecko”.
Następnego dnia podają kroplówkę z oxytocyną. Kontrolne USG i …. Poruszenie. Okazuje się, że Dominik waży więcej niż 500g- muszą ją zawieźć na porodówkę. A tam przez otwarte drzwi słyszy, co się dzieje na salach obok – właśnie urodziła się dziewczynka,a na sali obok chłopiec. Śmiechy odbijają się echem.
Skurcze ma co 2 minuty. Nagle wkracza położna z anestezjologiem i dają jej narkozę. Odpływa… Budzi się znowu na sali. Podchodzi do niej lekarz z oddziału i mówi: „Dziecko ważyło tylko 450g, może pani zabrać ciało i pochować, tylko musi pani podjąć decyzję w ciągu godziny. Musimy przekazać dyspozycję, co zrobić z ciałem”.
I tyle. Dominika nie ma. Są sami z mężem w pustym, dziecięcym pokoju. Ona nie może pojąć, co się stało. Nie radzi sobie, wpada w depresję. Budzi się i ma wrażenie, że synek wciąż jest w brzuchu. Bierze antydepresanty. Za wszelką cenę chce się dowiedzieć jaka była przyczyna tak wczesnego porodu. Występuję do szpitala o historię choroby i wszystkie badania. Przyczyna przedwczesnej akcji porodowej- zakażenie błon płodowych. Lekarze nie są w stanie wytłumaczyć jak doszło do zakażenia.
A Kasia żyje dalej. Szczerze nienawidzi tego szczęścia jakie bije od kobiet w ciąży. Nie może patrzeć na dzieci bawiące się na placu zabaw. Dlaczego jej dziecko nie mogło dostać swojej szansy? Nikt jej nie rozumie. Nikt z jej znajomych nie przeszedł tego, co ona. Nikt nie potrafi sobie wyobrazić jej bólu…
Ja też nie. Powiem Ci coś jeszcze- Kasia nie doczekała nocnych pobudek, kolek, płaczu związanego z wyrzynającymi się ząbkami. Jednak wiele by dała, by to przeżyć. A my? Ty i ja? Błagam nieraz, by skończyło się wieczne marudzenie mojego dziecka, stękam, że jestem zmęczona, niewyspana i nie mam już sił.
Punkt widzenia zależy od punku siedzenia. Przestań narzekać. Niektórzy oddaliby wszystko, by być na Twoim miejscu.
*historia Kasi jest autentyczna. Zmieniłam jedynie niektóre fakty i imiona. Dominik to nie jedyne dziecko, które utraciła. Poroniła jeszcze dwa razy, w ciągu kolejnych 5 lat. Wtedy dopiero lekarze odkryli co jej dolega- zespół antyfosfolipidowy. Po tym odkryciu nasza bohaterka zaszła w kolejną ciążę, którą udało się zakończyć urodzeniem córeczki- Jadzi.
JEŚLI MYŚLISZ, ŻE JESZCZE KOMUŚ MOŻE SIĘ PRZYDAĆ, TO BĘDZIE MI MIŁO, GDY:
- podlajkujesz go albo udostępnisz (wpis TUTAJ)
- pozostawisz po sobie ślad w formie komentarza
- zaobserwujesz mojego Facebooka (wtedy będziesz ze wszystkim na bieżąco)
- dołączysz do nas na Instagramie
Bardzo poruszająca ta historia. Masz rację, nie powinnyśmy tak narzekać, bo niektórzy mają gorzej, musimy doceniać to co mamy, bo niektórzy nie mają tego, a bardzo by chcieli.
Otóż to. Mamy tak wiele, niektórzy oddaliby wszystko, by być nieraz a naszym miejscu…
Poruszająca historia, znam wiele par, które niestety nie mogą mieć dzieci, dlatego staram się nie narzekać, choć czasem zdarza mi się coś tam po marudzić.
Każdemu się zdarza narzekać, wiadomo. Grunt to w porę się otrząsnąć 🙂
Oj smutna historia.Ja sama czekalam dlugo na synow z powodow choroby ale nie oddala bym zadnego!Kocham <3 <3 Nie narzekam choc jeszcze cieko sie pogodzic …
Natalia.. Tulę Kochana :*
Mm nadzieję, że Twoja bohaterka znalazła ukojenie po stracie swoich dzieci. Bardzo się cieszę, że urodziła się Jadzia. Takie historie, a sama znam osoby, które przeżyły podobne tragedie sprawiają, że ja ze wszystkich sił staram się nie narzekać na swój los. Choć przyznaje czasem jest mi ciężko to doceniam, że mam zdrowe, fajne, charakterne dzieci, że nie musiałam brać na swoje barki tak ogromnego cierpienia. Nie sądzę bym dała radę to przerwać…To piękny wpis i ważny wpis, myślę że dla wszystkich Mam! Dziękuję!
Proszę Kochana, sama wobec tej historii nie pozostałam obojętna. Poruszyła mnie i wiele uświadomiła, dlatego musiałam się podzielić z Wami.
Pozdrawiam :*
Poruszająca historia. Moja była zupełnie inna, a jednak podobna. Wiktora urodziłam w 17 tygodniu ciąży i gdyby nie kolejna ciąża – z Maciusiem, nie wiem jak bym się z tego podniosła… przekaż Kasi ciepłe uściski… jak dobrze że jest Jadzia ❤
Kochana, uściski dla Ciebie i Maciusia :*
Historia ogromnie wzrusza. Cieszę się, że ta kobiet w końcu może tulić swoje maleństwo. Niestety w życiu zdarzają się różne historie i nic nie jest czarne albo białe. Jedni chcą dziecko za wszelką cenę, a inni nie dbają o te co mają 🙁
Tak, jak piszesz Małgosiu. Jest duża niesprawiedliwość 🙁
Przerażające ile musiała przejść ta kobieta by w końcu lekarze odkryli przyczynę tych dramatów 🙁
Cieszy fakt, że może tulić w ramionach Jadzię!! Życzę jej z całego serca wszystkiego co najlepsze!!
Przeżyłam stratę pierwszego dziecka i jest to niewyobrażalny ból ale
wiem też, że dzięki tej stracie tylko jeden z wielu lekarzy się
zainteresował i chciał szukać przyczyny mimo, iż to była „dopiero”
pierwsza ciąża. Udało się i dziś mam zdrową i cudowną córeczkę, za którą
dziękuję każdego dnia pomimo trudności jakie stawia przede mną
macierzyństwo.
Tekst bardzo ważny i bardzo potrzebny. To fakt, że często narzekamy na nasze życie… chyba już taka nasza mentalność, jakby nie było to zawsze pojawi się jakieś „ale”.
Gosiu, piszesz o stracie i braku zainteresowania ze strony lekarzy. Moja bohaterka też się na to skarżyła… Zupełna znieczulica- aż nie do pomyślenia 🙁
Uściski dla Ciebie i córeczki :*
to prawda. każdy pragnie czegoś innego. los decyduje różnie. są dziewczyny, które wiele by oddały, żeby w ciąży nie być.
dla każdego człowieka byłoby najlepiej, gdyby nauczyć się doceniać, to co ma i cieszyć ze swojej sytuacji. tak po prostu. niekoniecznie pocieszając się, że inni mają gorzej.
Aniu, zgadzam się, że wszystkim żyłoby się lepiej, gdybyśmy doceniali bardziej to, co mamy. Ale chyba taka nasza natura, że zawsze znajdziemy powód do narzekania… Czasem musimy się otrząsnąć i zrozumieć, że nic nie jest w życiu pewne. I tu nie chodzi o pocieszanie się, że inni mają gorzej. A zrozumienie tego, że życie bywa przewrotne. Dziś narzekamy na rutynę, a jutro możemy tylko o niej pomarzyć.
Pozdrawiam!
Smutna historia, ale cudownie, że w końcu po tylu nieszczęściach odkryto co jest przyczyną i w końcu jest mamą!!!!! Ja jestem zrozpaczona , bo nie mogę zajść w drugą ciąże, a tu kobieta przeżyłą tyle tragedii…..
To prawda- straszne ile niektórzy muszą przeżyć…
Trzymam kciuki, by się udało z drugą ciążą :*
Sama mam baaardzo często podobne przemyślenia. W najbliższej rodzinie mieliśmy niemalże identyczny przypadek… Miała być Julcia… Była… Urodzona za wcześnie. Na szczęście za kilka dni przyjdzie na świat Borys i mam nadzieję, że da swoim rodzicom najwięcej radości i ukoi ból. Trzymam też kciuki za wszystkich ludzi, o podobnych przeżyciach. I nie narzekam!
Cudownie, że pojawi się Borys. Niech przyniesie dużo radości swoim rodzicom! :*
Ja też mam mocne postanowienie poprawy- narzekanie nic nie wnosi i jest destrukcyjne…
Tak, trzeba doceniać Każda sekundę w życiu
Zdecydowanie!
Kiedyś przeczytałam na Facebooku historię kobiety, która urodziła martwe dziecko. Napisała jedno zdanie, które wryło mi się w pamięć – że kiedy nie będziesz już mieć siły na nocne pobudki, kiedy będziesz chciała krzyknąć na swoje dziecko, coś do niego odburknąć – pomyśl o mnie. Zawsze staram się chwycić ten moment „przed burzą” zanim jeszcze zaleje mnie złość, czy irytacja, i myślę o niej. I nie chce mi się już irytować. Złość i irytacja mija, bo wiem, że mam tyle powodów do wdzięczności (Franek urodził się w zamartwicy, reanimowany od 2. do 5. minuty życia)
Też swoje przeżyłaś! To musiały być najdłuższe minuty w Twoim życiu…
Wszystko, co napisałaś jest prawdą- czasem potrzebujemy się otrząsnąć. Nasze problemy wcale nie są takie wielkie, jak się w danym momencie wydają. A uchwycenie momentu „przed burzą” też staram się doprowadzić do perfekcji… Bo warto!
Madziu masz rację niektórzy oddali by wszystko, dlatego nie narzekam :*
:*
Masz rację, za rzadko doceniamy to co mamy. Czasem się złoszczę na córkę, narzekam, a potem zdaję sobie sprawę z tego co mam. Niedawno dowiedziałam się , że syn dalekich znajomych ma nowotwór. I nagle to „nieidealne” życie które mam zaczęło być najlepsze z możliwych. Doceniajmy. Po prostu.
U nas zakończyło się szybko bo w 6 tygodniu, tak naprawdę jeszcze nikt nawet nie wiedział z rodziny i znajomych że w ogóle będzie dzidzia, ale dla mamy która już wie to nie ważne czy 6 tygodni, 22, 40 czy kilka lat – zawsze boli
Wzruszające ???? wiem co Kasia przechodziła. Ja stracilam 2 ciąże za nim postawiono diagnozę. Też bylam załamana, z tym ze ja łapałam sie na tym jak stoje przy placu i z uśmiechem oraz ze lzami w oczach patrzę na dzieciaczki bawiace sie w piasku. Naszczęście rodzina i mąż bardzo mnie wspierali, za co ogromnie jestem im wdzieczna. ❤ Dziś jestem mamą 1.5 rocznej córeczki ❤ kocham ja nad życie i ciesze sie z kazdego marudzenia, z nie wyspanch nocy, z tupania nóżką na mamę i z wielu innych rzeczy. A wszytko dlatego, bo wtedy wiem że ją mam, że jest z nami, ze nas potrzebuje i co najważniejsze że jest zdrowa. Ehh ale sie rozpisałam, sorki, musiałam ????