Lubię porządek. Uwielbiam go wręcz. Sprawia, że czuję się spokojniejsza. Łatwiej się skupić, gdy wokół nie rozprasza Cię nic. Kiedy blat stołu pięknie lśni, wtedy spokojniej mijają dni.
Gdy ze zlewu nie wylewają się rzeczy.
Milej jest wtedy- nikt nie zaprzeczy.
Lubię mieć zawsze w czym wypić kawę.
A zabawki odłożone na swoje miejsce, gdy kończymy zabawę.
Z kolei podłogę tak czystą, że można z niej jeść.
I dywany regularnie odkurzane zawsze chcę mieć.
Ubrania na kancik poukładane.
W szafie równiutko wiszące sukienki, wyprane, uprasowane.
Kolorami dobrane.
Lubię buty równiutko stojące- każde na swoim miejscu, wypastowane.
Łóżko koniecznie pięknie pościelone,
poduszki po bokach położone.
Oczywiście kolorystycznie pasujące.
Kwiaty w doniczkach idealnie kwitnące.
Na półkach zero kurzu, a na blacie brak kubków po kawie.
Sterty prania nie widać, w końcu piorę regularnie.
Łazienkę bez zacieków w lustrze chcę.
Okna, przez które widać więcej.
Tymczasem od ponad 5 lat funkcjonuję w CHAOSIE
W nocy, gdy budzi mnie płacz i po ciemku szukam drogi do pokoju dziewczyn to wiecznie potykam się. A to o zabawkę zostawioną z poprzedniego dnia, a to o ubranie, które powinno leżeć w koszu na pranie. Ale tam już pewnie miejsca nie ma, mimo, że pranie wczoraj dwa razy robiłam. Resztki obiadu na talerzach w zlewie przypominają mi to, co powinnam zrobić wczoraj. Ale zmywarka pełna i nie włączona.
Na stole butelka z niedopitym mlekiem, za łóżkiem czapka, którą szukałam przed wyjściem. Skarpetki przy łóżku- mimo setki kazań na ten temat.
Odgarniam więc rzeczy ze stołu, by móc usiąść z laptopem. Tam spineczka Lili, kolorowanka Laury i figurka Peppy, o którą wiecznie się kłócą.
Przez szyby z marnym skutkiem wyglądam, bo widać jedynie ślady paluszków. To nic, że wczoraj były myte. Z prędkością światła pojawiają się nowe, idealnie odciśnięte opuszki palców. Bo to biedronka, a to ptaszek za oknem.
Buty w przedpokoju z ułożonych ładnie obok siebie- w górkę urosły, bo przecież zabawa wtedy najlepsza.
Piach na podłodze, bo wczoraj z podwórka córy naniosły. A w piaskownicy trochę tego piachu jest.
Blat w kuchni nie wiadomo już jaki ma kolor. Ogólnie po gotowaniu z L&L kuchnia nie prezentuje się najlepiej.
Gości już nie zaprosisz, bo za głowę się złapią. Ale czy obchodzi mnie to?
Zresztą…
Lubię porządek, wręcz go ubóstwiam ale już nie wariuję, gdy coś jest nie na swoim miejscu. Kiedy kolejna nieodłożona zabawka mnie przytłacza, a plamy na kanapie nie da się już doprać, bo małe rączki dokładnie wtarły zupę pomidorową. Odpuszczam.
Uśmiecham się pod nosem. Takie życie, nieidealnie idealne.
Bo czym ten dom byłby, choćby lśniący ale bez tych uśmiechów o poranku i tego „przepraszam mamo”, gdy mleko się wyleje?
Tylko murami.
Teraz ubóstwiam takie dni, gdy wyjeżdżamy i obowiązki już nie w głowie mi. Kiedy obiad ktoś zrobi za mnie, a pranie i prasowanie nie zaprzątają moich myśli. Wtedy widzę ile czasu tracimy na te czynności- bez przerwy i w kółko, nieustannie. Wiadomo- trzeba to zrobić, ale nie tak, by przesłaniało nam to życie.
A tymczasem są rzeczy ważniejsze i przyjemniejsze. Od obowiązków czasem warto uciec. I tak nas prędzej czy później dogonią.
Bycie mamą zmieniło mnie. Nauczyło doceniać ludzi, a nie rzeczy.
Dobrze wiem o czym piszesz. Czasami mowie ze posprzątam jak się dzieci wyprowadza????
Heh i coś w tym jest 😀
Trafiłaś w sedno 🙂 liczą się ludzie i tek króciutkie chwile, w których na buzi gości uśmiech 🙂 o właśnie sobie przypomniałam, że pranie muszę nastawić…
No i zderzenie z rzeczywistością 😉 😀
Skąd ja to znam 🙂 Ja to mówię najważniejsze,że dziecko zadowolone a porządek kiedyś się tam zrobi 🙂 :)hihihi
Masz w 100% rację. Jeszcze przy jednym dziecku jest możliwość utrzymywania idealnego porzadku stos prasowania i ukladanie wszystkievo w kosteczkę. Oczywiscie wszystko kosztem swojego odpoczynku i czasu dla siebie. Ale kiedy pojawiaja sie kolejne dzieci trzeba nauczyc sie odpuszczac. Nie zawsze i oczywiscie bez przekraczania granicy ale jesli nie dajesz sobie prawa do odpuszczenia zajec w domu fundujesz sobie przemeczenie a z dziecmi spedzasz tak naprawde niewiele czasu, bedac z nimi caly dzien w domu. Dla mnie to bylo bardzo trudne zrozumiec ze lekki balagan w domu nie jest wart moich nerwów przemęczenia. Niestety w glowie wielu mam w naszym kraju jest nadal ta konieczność bycia idealna pania domu z wysprzatanym salonem i czysta podłoga i bardzo ciężko w glowie to zmienić.
Oj tak! Teraz ważniejsze są inne rzeczy niż lśniący dom! Ja też lubię porządek, wszystko poukładane na swoim miejscu, ale córcia nauczyła mnie nie przejmować się tak bałaganem i robić go razem z nią 🙂 Wtedy jest najlepsza zabawa!
I co posprzątasz za chwile jest to samo 🙂 Jednak mimo tego wszystkiego cudownie jest być mamą :)))
Czasem warto odpuścić, chwile z nimi już nie wrócą, a one dwie szybko urosną i zatęsknisz za tym chaosem 🙂
Dobrze jest wiedzieć, że ktoś ma tak samo jak ja. Bo gdy czytam te wszystkie blogi, oglądam piękne zdjęcia, gdzie dom lśni czystością, a w rzeczach panuje minimalizm i ład, to czasami zastanawiam się, jak one to robią? Dlaczego ja tak nie potrafię? Dlaczego jestem tak źle zorganizowana? Ale po chwili dochodzę do wniosku, że mnie samej trochę szkoda czasu na ciągle sprzątanie, bo wolę go poświęcić mojej córce i rozwijaniu swoich pasji.
Ja już dawno odpuściła, dokładnie jakieś 8 i pół lat temu jak urodził się mój drugi synek. A teraz choć starsi pomagają sprzątać to przy trójce i tak jak skończę na dole to od góry moge zacząc sprzątać od nowa 🙂 Ale co tam. Artystyczny bałagan – jak mawia moja przyjaciółka – ma też swój urok 🙂
urok jedyny w swoim rodzaju 😀
Chaos! Skąd ja to znam. Uwielbiam Twoje teksty!
Dzięki Aneta :*
I trafiłaś w 10 tke 😉 też zawsze lubiłam porządek ale przy dzieciach się nie da doprowadzić do ładu i ogarnąć wszystkiego 😉 teraz jak mają przyjść goście to sprzątam 30 minut przed he he i nie przejmuje się bo raz się żyje 🙂
Dokładnie tak- szkoda życia na ciągłe sprzątanie 🙂