Jakiś czas temu obejrzałam program na TLC zatytułowany: „Chcę zrobić krzywdę mojemu dziecku”.
Przeskakując po kanałach natknęłam się na tę nazwę i nie wiedziałam co mam o tym myśleć- zaczęłam oglądać…
Poruszono w nim bardzo ważny problem- depresję poporodową…
Schemat w każdym przypadku był podobny- pierwsze dziecko, brak wsparcia ze strony partnera, a matka pozostawiona samej sobie w nowej dla niej sytuacji.
Oglądając ten program zdałam sobie sprawę, że bardzo łatwo wpaść w tę pułapkę. Depresja poporodowa czyha, bo nikt nie jest w stanie nas przygotować na to, jak zmieni się nasz cały świat po urodzeniu dziecka.
Nie pomagają w tym reklamy- emanujące chwilami szczęścia z dzieckiem. Poradniki, czy kampanie które celebrują macierzyństwo samo w sobie.
Rzadko kiedy wspomina się o kolkach, które potrafią męczyć maluszka w pierwszym okresie życia. O bólu przy karmieniu, o tym, że samo karmienie piersią może nie być proste.
Przyjęło się mówić, że to poród jest najtrudniejszy, a tak naprawdę to tylko wstęp. Zaraz po porodzie kobieta mimo bólu i zmęczenia od razu musi wejść w nową rolę. Dostaje dziecko w ramiona i od tej pory jest odpowiedzialna nie tylko za siebie.
Spada na nią ogrom obowiązków.
Wiadomo w pierwszej chwili, gdy dostajemy dziecko w ramiona to zapominamy o krańcowym zmęczeniu. Jednak ono w końcu nadchodzi.
Dobrze mieć wtedy u boku osobę, na którą można liczyć. Partnera, który wesprze, wyręczy w niektórych obowiązkach, a przede wszystkim od początku zajmie się też swoim potomkiem. A nie umyje ręce.
Ja nie mam na co narzekać. A wręcz- słuchając historie innych- mogę powiedzieć, że mam szczęście mając takiego męża i ojca dla naszych dzieci.
Od chwili narodzin Laury był z nami. Potem mieliśmy wykupiony pokój w szpitalu, gdzie we trójkę spędziliśmy pierwsze trzy doby życia Lorci. Cieszę się, że mieliśmy taką możliwość i że był przy nas, opiekował się, przewijał małą itd. Ale najbardziej z tego że BYŁ.
Po powrocie do domu wziął 2 tygodnie urlopu i z perspektywy czasu wiem, że to była dobra decyzja.
Początki nie były łatwe. Pierwszy tydzień to była codzienna walka o karmienie naturalne. Najpierw za mało pokarmu, a gdy sytuacja się ustabilizowała to mała wcale nie chciała pić już nawet odciągniętego…
To były ciężkie chwile- bo dookoła słyszałam, że mleko matki jest najlepsze i powinnam walczyć. Tyle, że ja nic innego nie robiłam, tylko walczyłam…
Cieszę się, że miałam Go u boku. Tylko on widział moją codzienną walkę i rozumiał.
Gdyby nie Jego wsparcie z łatwością poddałabym się depresji- nie mam co do tego wątpliwości.
Nie, nie jest chodzącym ideałem- ale zawsze mogę na Niego liczyć w trudnych chwilach.
Może kiedyś to przeczyta (szczerze wątpię), więc niech wie ile dla mnie znaczy…
Odbiegając trochę od tematu- znam wiele historii z mojego otoczenia, jak to różnie bywa po urodzeniu dziecka…
Ale nie oszukujmy się- jeśli partner nie poczuwa się do obowiązku, by pomagać choćby w drobnych pracach domowych przed pojawieniem się dziecka to nie liczyłabym na cud. Gdy wciąż się narzeka na osobę, z którą się jest i mimo to planuje się z nią dziecko to trzeba być świadomym, że ogrom obowiązków spadnie na kobietę.
Niestety wiele osób bezgranicznie wierzy, że jak pojawi się dziecko to partner „oprzytomnieje”. A dzieje się przeważnie wręcz przeciwnie…
Można mieć potem pretensje tylko do siebie.
Nie planowałabym drugiego dziecka, gdybym nie mogła już przy pierwszym liczyć na wsparcie ze strony męża. To on zachęcił mnie, bym po połogu zaczęła chodzić na zumbę dwa razy w tygodniu. I nie było problemu z zostawieniem Laury pod jego opieką. Choć, w okresie kolek, serce mi się krajało, gdy wychodziłam z domu, zostawiając go samego z rozpłakaną Lorcią na rękach.
Ale nie mówił nic. Jak tylko wchodził po pracy do domu i widział, że miałam ciężki dzień to bez słowa on przejmował pałeczkę. Choć sam nie wracał wypoczęty przecież. Ale można…
Gdyby nie to wszystko to miałabym raczej uraz i na pewno nie zapragnęłabym drugiego dziecka, gdy Laura skończyła pół roku.
Zdaję sobie sprawę, że bywa różnie ale nie potrafię zrozumieć sytuacji, gdy ktoś się żali, że po urodzeniu dziecka miał ciężko, bo wsparcie ze strony partnera było zerowe. Brak pomocy w czymkolwiek- tylko powrót po pracy i granie na kompie. Nie kąpał, nie przewijał i nie zajmował się dzieckiem. A teraz ta sama osoba decyduje się na kolejne (drugie, trzecie) dziecko…
Nie wiem, co o tym myśleć, bo w sumie każdy jest dorosły i to jego życie ale ciągłe liczenie, że ktoś się zmieni na lepsze też nie ma raczej sensu.
Kolejny przykład.
Para, małżeństwo- z boku wydające się zgodne, są ze sobą już sporo lat. Planują dziecko za jakieś 2- 3 lata. Na pewno nie teraz- bo zbyt wiele zobowiązań, inne plany.
Nagle okazuje się, że ona jest w ciąży… Nie ma reakcji radości. Po porodzie ona śpi w jednym pokoju z dzieckiem, on w drugim- bo musi być wypoczęty następnego dnia w pracy. Nie kąpie dziecka, bo się boi. Nie przewija, bo nie potrafi. Nie jest wsparciem, bo nie tak miało być. Dziecko miało pojawić się dużo później.
Dlatego też:
Tyle w temacie.
nic dodać, nic ująć.. zgadzam się w 100 % 🙂 sama, gdybym nie miała wsparcia w mężu, nie zdecydowałabym się na pewno na drugie dziecko. na szczęście pomaga- wykąpie, przewinie, nakarmi, jest przy mnie w trudnych chwilach.. i to chyba najważniejsze. nie rozumiem, kiedy kobiety liczą na „cud”. skoro przy pierwszym dziecku partner nie pomaga, to przy drugim się zmieni? eee…
Ja też tego nie ogarniam… Ale z boku może to lepiej widać, niż gdy się w tym „siedzi”…
Masz szczęście, że trafiłaś na takiego partnera. W moim przypadku było zupełnie inaczej.. Przy pierwszym dziecku mąż pomagał, zaś przy drugim, kiedy bardziej potrzebowałam jego pomocy, olał nas- tak prosto mówiąc.
Ja byłam po cesarce, prawie 2 latek w domu, Młodszy miał kolki- koszmar. Przez pierwsze 3 miesiące miałam depresję. Czasem się pogłębiała, ale w końcu kolki odeszły a w raz z tym pojawił się mój dobry humor i siła. Teraz mąż jest, ale dalej nie zajmuje się dziećmi tak jak powinien. Cóż.. radzę sobie sama.. i daję radę 🙂
Żeby nie było tak, że ja tu go chwalę, a z drugim będzie podobnie, jak u Ciebie… Zobaczymy 😉
Ale tak serio to przykre jest, gdy kochana przez nas osoba potrafi w ten sposób się zachowywać.
Dobrze, że kobiety są twarde i co by nie było to zawsze dają radę.
Życzę Ci by był najwspanialszym tatą dla swoich dzieci 🙂
Przykre, bardzo.. Ale cóż, nie każdy dorasta do bycia tatą i mężem 🙂
A ja życzę Ci, by Twój zaczął Ci pomagać w pełni- może w końcu przejrzy na oczy.
Ściskam
„Przyjęło się mówić, że to poród jest najtrudniejszy, a tak naprawdę to tylko wstęp..” bardzo dobrze, to wszystko opisałaś – później to jest dopiero, mieszanka hormonów, bóle ciała o jakich nie miałam pojęcia, problemy laktacyjne, brak snu, brak rekonwalescencji i zdajesz sobie sprawę, że jesteś z tym wszystkim sama:( mi mąż pomagał, starał się jak mógł, choć mógł zawsze lepiej:))
Właśnie- zawsze można lepiej :)))
Cudownie, że masz takiego męza 🙂
Swoją drogą, bardzo przystojnego 😉
Heh sama wybierałam 😉
Dobry gust masz 😉
podobny do mojego 😀
też lubie brunetów 😀
🙂 Choć te prawie 9 lat temu miałam trochę inny gust ale na szczęście był wytrwały.
No i przez ten czas się wyrobił chłopak 😉
Pięknie to ujęłaś, mój mąż tez był dla mnie wspaniałym wsparciem. Z nim jakoś łatwiej mi było dojść do siebie po porodzie 🙂
Nie wyobrażam sobie jakby to było, gdyby było inaczej…
oj tak. point jak najbardziej słuszna. Wsparcie jest podstawą zdrowia psychicznego kobiety, bez względu na to, z którego kierunku napływa… aczkolwiek to najcenniejsze, płynie od męża:)
Bez tego musi być piekielnie ciężko…
Mamy szczęście, że mamy takich wspaniałych mężów! Mój też mi bardzo pomagał i pomaga, bez niego na pewno nie dałabym rady. Szkoda, że nie każdy widzi jak taka pomoc jest kobiecie, świeżo upieczonej mamie potrzebna.
Co racja to racja… 🙂
Gratuluję i Tobie i sobie też tego, że nasze Laury mają Tatusiów-nie tylko Ojców 🙂 Tez słucham opowiadań i tez widzę co się u niektórych dzieje. Smutne, ale niestety prawdziwe 🙁
Dokładnie…
To taki skarb trzeba pielęgnować!!! ja niestety nie miałam takiego szczęścia, pod koniec ciąży zostałam sama, poród sama wychowywałam SAMA z rodzicami, wszystko robiłam sama z pomocą swoich rodziców, ale dużo mnie to nauczyło 😉 .. więc ciesz się bardzo ze dzieciaczki mają tatusiów prawdziwych 😉 bo to się ceni jak nic innego.. mój K ma niestety tylko ojca 😉 całujemy;*
Doceniam właśnie widząc, co się dzieje wokół.
A Ty Kochana świetnie sobie radzisz z Kubą i tylko Cię PODZIWIAĆ.
Ucałowania dla Was!!
Napisalas to w bardzo madry sposob, widac ze piszesz z uczuciem, bo nie moglam sie oderwac. Jeszcze nie jestem matka, mysle ze szybko nie bede, ale jestem wychowana praktycznie tylko przez mame. Zgadzam sie z Toba, bo kiedy mama opowiada mi o tym jak to wygladalo, to wcale nie jest tak kolorowo. Od dziecka nie da sie zrobic urlopu… Dlatego wlasnie powinnismy szanowac nasze mamusie i byc im wdzieczne za ten trud ktory wkladaja w nasze wychowanie!
Dziekuje za tak ciekawa notke na rozpoczecie dnia! Pozdrawiam!
Proszę bardzo 🙂
Masz rację, że powinniśmy doceniać nasze mamy. Ja dopiero zaczęłam, gdy sama nią zostałam.
Pozdrawiam i zapraszam częściej!
Piekny i madry wpis.Prawdziwy :)Nie kazdy ma to szczescie,ze trafia na madrego ,zyciowego partnera.Nieraz wina lezy po stronie matki niestety.Najpierw zabrania sie zblizac ojcu do dziecka bo sie wychodzi z zalozenia ,ze samemu sie zrobi lepiej,a potem zostaje sie z tym wszystkim i trza liczyc tylko na siebie.Ja bylam niestety tak nadopiekuncza 🙁 Myslimy ,ze czytaja nam w myslach i stad nieporozumienia potem.Choc mam wspanialego meza,wiekszosc wolalam zrobic sama ,a teraz zaluje :/ Matki wolnego jednak nie maja,nie biora urlopow od dzieci,sa z nimi na dobre i na zle!A w depresje wpasc latwo,prawie bylam bliska przy 2 synu,jednak sie podnioslam bo nauczylam sie rozmawiac glosno,a nie dusic w sobie!
Natalia! Masz rację Kochana- często myślimy, że mężczyźni odczytują nasze myśli, a tak nie jest. U nas też większość nieporozumień z tego wynikała… Dobrze sobie w końcu uzmysłowić, że tylko jasny przekaz trafia najlepiej 🙂
Piękne i prawdziwe. Tylko się cieszyć z tego, że mamy na kogo liczyć, i zyczyć innym takiego szczęście jakim jest posiadanie „Taty” 🙂