Nazywam się Magda, mam 27 lat ( no dobra pod koniec września skończę 28) i jestem uzależniona…

Muszę to z siebie wyrzucić i przyznać się do swoich słabości i liczę na to, że pójdziecie moim śladem.

W końcu w grupie raźniej! Prawda?

Zatem idę na pierwszy ogień:

 

Pierwsze i najważniejsze uzależnienie: DZIECI

Choć nie do końca tak oczywiste- bo jestem od nich uzależniona szczególnie w NOCY.

Nie ma problemu, gdy zostawiam je na cały dzień u dziadków- gdy chcę chwilę odpocząć. Ale problem zaczyna się pod wieczór, a ma swoją eskalację nad ranem- gdy nie słyszę wołania „Mamoooo!”, ani nie widzę porannego uśmiechu Lilki.

Murowany dół. Bo co innego- zorganizować sobie cały dzień na tyle intensywnie, by za często o nich nie myśleć, a inną sprawą jest noc bez nich, gdy zasypiam i myślę -czy już śpią? Czy nie płaczą? Sama mam wtedy problem z zaśnięciem.

Już powiedziałam tacie L&L, że jak znów zażyczy sobie weekendową labę bez dzieci to idziemy na imprezę- po powrocie pewnie padnę bez zbędnego rozmyślania. Ale z rana wrócę do punktu wyjścia.

 

2) Promocje, ACH TE PROMOCJE

Zawsze daję się złapać! Choćby o 5 groszy przecenione to wezmę, bo przecież taniej. To nic, że poszłam do sklepu akurat po coś innego.

To moja słabość- która ma dobre strony- przeważnie kupuję ubrania w dobrych cenach. Jednak co za tym idzie- kupuje ich więcej. Zatem w ostatecznym rozrachunku za wiele nie oszczędzam.

Po prostu daję się złapać magii wyprzedaży. Ciężko z tym walczyć.

A jeśli macie jakieś sprawdzone sposoby, by zwalczyć potrzebę promocyjnych zakupów w zarodku,  to zachęcam do podzielenia się. Mój mąż na pewno będzie Wam wdzięczny.

 

3) Konkretne SŁODYCZE

Znów nie takie oczywiste. Nie rzucam się na wszystkie możliwe słodycze. Mam swoje ulubione, które zjadam… CODZIENNIE.

A nawet dwa, trzy razy dziennie. Zamiast śniadania, obiadu, czy kolacji.

To nie jest tak, że nie robię obiadu dla dzieci, czy śniadania dla męża- właśnie im robię ale w zgiełku codziennego życia zapominam o sobie.

Wybieram odpowiedni moment- drzemka Laury, by móc w delektować się ulubioną słodkością, bez konieczności dzielenia się z małą istotą. Dobrze, ze Lila nie jest jeszcze na tyle „kumata”, by mi podkradać kęsy.

Czasem pod koniec dnia orientuję się, że zjadłam jednego batonika.

I to nie jakiegoś tam, a mojego ulubionego! Dla tych, co nie wiedzą (a chcą od czasu do czasu zrobić mi przyjemność) to moje top 3: baton Bajeczny (mój namber łan ;)), Prince Polo i czekolada mleczna Goplana (tej mi lepiej nie kupujcie, bo potrafię zjeść całą w ciągu godziny).

 

4) Bycie NIEZALEŻNĄ

I choćbym chodziła już na rzęsach to i tak jestem dumna z tego, że z dwójką dzieci jestem niezależna.

Ma to jednak słabe strony- bo zwyczajnie nie umiem poprosić o pomoc- nawet, gdy bardzo jej potrzebuję. Jestem chyba na tyle uparta, że nie potrafię sama przed sobą się przyznać, że taka pomoc jest mi czasem niezbędna.

Obrywa się oczywiście mojemu mężowi- który po całym dniu w pracy, przychodzi do domu i widzi „umęczoną” nieraz żonę, która w końcu tak świetnie sobie sama radzi 😉

 

5) BLOG

I choćbym się zapierała rękami i nogami to muszę się do tego przyznać.

Czekam z niecierpliwością na komentarze i maile odnośnie postów. Lubię słuchać opinii innych, spierać się z nimi na ważne dla mnie tematy.

A blog mi to umożliwia. Codziennie jest w mojej głowie. Do tego stopnia, że nie bardzo wyobrażam sobie jakby to było, gdybym nie miała tej przestrzeni. Mojego miejsca.

Przyznaję się- trochę zbyt wiele czasu mu ostatnio poświęcam. A robię to kosztem snu, czy chwili dla siebie z ulubionym serialem w tle, gdy starsza córa śpi.

Muszę trochę wyluzować w tej kwestii- dobrze to wiem.

A ten weekend ma mi w tym pomóc. Wyjeżdżamy nad jezioro- będzie rodzinnie i bez laptopa pod ręką.

Taki trzy dniowy odwyk, by móc potem ze spokojnym sumieniem wrócić do „nałogu” 😉

 

A Wy macie jakieś słabości? Piszcie! Pocieszcie mnie, że nie jest ze mną tak źle.

 

 

Podziel się