Tylko nie to… znowu zima- myślę w duchu. Co roku nadchodzi a nie umiem się do niej przygotować. Bo jak tu być przygotowanym, gdy nie tylko o siebie musisz zadbać, ale też o innych. Gdy masz dzieci w domu, zima wydaje się nie mieć końca…

Wyjście z domu urasta do rangi maratonu, który nie zawsze kończy się dobiegnięciem do mety. O falstarcie nie ma mowy. A sam start jest wiecznie opóźniony. Bo to już nie skarpetki trzeba ubrać, a rajstopy. Bluzka z krótkim, bluza z długim, spodnie, kombinezon, szalik, czapka, buty i rękawiczki. I to wszystko razy dwa. Uff dzieci, ubrane, a matka nie. Kurcze jeszcze torbę spakować. Picie, mleko, ubrania na zmianę…

Bez kurtki jestem, a ja już zipię jak stara lokomotywa. Jeszcze tylko klucz na drugą stronę i możemy iść. Gdy nagle zza pleców słyszę znajome: „Siusiu!”.

-Myślę sobie- Że co???? %#@~*#@!- mniej więcej tak. I biję się w pierś, bo to ja powinnam przed wyjściem zadbać o tę część rozrywki.

Zatem już na starcie mamy małe opóźnienie, a pot się leje, jakby to już był finisz. Ściągam zatem młodej- rękawiczki sztuk dwie, czapkę, szalik, kombinezon i buty. Po to tylko, by za moment założyć jej owy kombinezon, buty, szalik, czapę i nieszczęsne rękawiczki (kto wpadł na to, by kupić jej pięciopalczaste?!? No comments).

Mam już ochotę iść kilka kroków dalej,  walnąć się do łóżka ale nie… Obiecałam córce starszej, że pojedziemy do lasu. Porzucamy się śnieżkami i ulepimy bałwana. Matka miała gest. Obiecała to ma. Źle mi było w domu? A przecież stękanie dzieci w domowym zaciszu nie podnosi ciśnienia tak bardzo, jak na zewnątrz.I kombinezonu nie trzeba nosić, na majtach można chodzić.  Mniej stresu, mniej siwych włosów na starość. A tak- masz babo placek.

Wychodzimy, a raczej stoimy chwilę na klatce, bo córa drugorodna nagle stwierdziła, że jednak rękawiczki jej przeszkadzają w niesieniu- tetruchy, poduszki, misia, spineczki i jeszcze jednej pary rękawic. Zatem te co miała na rękach to siup na podłogę. Na nic zdają się tłumaczenia. Jest foch. Oczywiście sąsiad schodzi z góry i ogląda darmowe przedstawienie. Matka się produkuje, tłumaczy, błaga, a dziecię nieugięte. Stawiam ultimatum- bez rękawic, wracamy do domu (jak się uprzeć to nie do końca z niego wyszłyśmy). 20 miesięczna główka pracuje, przetwarza informację i… Daje za wygraną.

Ulga nie do opisania, bo już nie chodzi oto, że powrót byłby wkurzający. Ale bunt starszej byłby większy.

Jedziemy. Ja mająca już dość, Laura- uradowana jak nigdy i Lila- wciąż lekko sfochowana.

Jesteśmy i…

DSC_3280

Nabieram powietrza w płuca. Oddycham i napawam się widokiem. Cieszę się, że młode mają te wkurzające kombinezony, bo mogą walać się bez końca w śniegu. Mróz im nie straszny. A radość ogromna.

DSC_3273

Mamo! Fajnie, że tu jesteśmy!- słyszę. Pewnie, że fajnie. I nieważne już co było. Ważne co jest. Zmęczenie, wkurzenie, złe emocje- to wszystko przeminie. Ważne jakimi emocjami je zastąpimy.

DSC_3281


JEŚLI MYŚLISZ, ŻE JESZCZE KOMUŚ MOŻE SIĘ PRZYDAĆ, TO BĘDZIE MI MIŁO, GDY: 

  • podlajkujesz go albo udostępnisz (wpis TUTAJ)
  • pozostawisz po sobie ślad w formie komentarza
  • zaobserwujesz mojego Facebooka (wtedy będziesz ze wszystkim na bieżąco)
  • dołączysz do nas na Instagramie

 

Podziel się