Środek dnia. Dziewczyny chore. Laura leży od rana z gorączką 39,3. Ledwo żywa. Czekamy, aż kolejny przeciwgorączkowy lek zacznie działać. I choć na chwilę przyjdzie ukojenie.

Młoda gorączkuje mniej boleśnie 38,4. Pełna energii. Tylko kaszel dusi. Obie na antybiotykach.

Laura leży i nie ma sił. Lila siły ma. Zaczepia starszą siostrę i jej dokucza. Chce, by ta w końcu wstała z łóżka. Nie rozumie czemu ona tyle leży. I tylko słyszę błagalne wołanie pierworodnej: „Mamo! weź ją ode mnie! Ona mnie nogami uderza. Ona mi piszczy nad uchem. Ona jest taka głośna”. A potem: „Lila!! Idź sobie!”.

I dalej leży. Ma już dosyć młodszej siostry, która jej spać nie pozwala. A ja podchodzę co dwie, trzy minuty z termometrem przyklejonym do ręki i sprawdzam… 39,1… 39… 38,7. W końcu gorączka nieco odpuszcza i sen nadchodzi. A ja miejsca nie mogę sobie znaleźć, bo czuję się jak matka jedynaczki. Przedziwne uczucie mnie ogarnia. Przecież tak chciałam, by spała jeszcze w dzień. Ale nie takim kosztem. Patrzę na to rozpalone dziecię moje i zrobiłabym wszystko, by tylko biegała już po pokojach  i rozrzucała zabawki.

Gdy się budzi- ma jedynie siły, aby przejść i położyć się na kanapie. Trzymam Lilę w bezpiecznej odległości, bo wiem, że ją dziś niebywale irytuje. Ale Lila lgnie do niej jak Puchatek do miodu. Wspina się na kanapę i siada w nogach siostry. Jakby czuła, że dalej się posunąć nie może, bo będzie krzyk.

Nastawiam się na aferę. Po czym słyszę:

„Lilusiu, przytulisz się do mnie? Plose…”

Takie słowa padają z ust mojej 3 latki, która jeszcze godzinę wcześniej nie chciała, by młodsza siostra dotknęła ją nawet koniuszkiem paznokcia.

Lili dwa razy nie trzeba było powtarzać.

DSC_04399

Laura z uśmiechem na twarzy wypowiada:

„Dziękuję”

Po czym znów zamyka oczy i udaje się na drzemkę.

Wtedy pękam. Złapałam ten MOMENT. Chwilę, która sprawiła, że dzień stał się lepszy. Wyjątkowy, niepowtarzalny. I nic już nie było w stanie tego zmienić. Ani wieczorne marudzenie, ani żadna afera, która miała miejsce przed myciem zębów. NIC.

Uśmiech był do końca dnia na mojej twarzy. Dlaczego? Bo wiesz, bywają takie momenty, dzięki którym przekonujesz się, że odwalasz kawał dobrej roboty. Nie przeszkadzasz takim chwilom trwać. Nie inscenizujesz ich. One się dzieją.

Bądź bacznym obserwatorem. Nie przegap żadnej z tych chwil. Niech trwają. Niech zasieją w Twoim sercu przekonanie, że Twoje starania nie poszły na marne. Ciesz się nimi, delektuj się. One są. Wystarczy je dostrzec, spośród tych „gorszych”.

 


Zgadzasz się z tym co napisałam? A może masz zupełnie odmienne zdanie? Daj mi koniecznie znać! Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub like’a – tutaj na blogu, bądź na Facebooku
  • Jeśli uważasz, że wpis mógłby się komuś przydać- nie wahaj się posłać go w świat

Którąkolwiek z opcji wybierzesz- wiedz, że jestem Ci wdzięczna. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie potwierdzenie, że to, nad czym się napracowałam- zostało docenione (albo chociaż ocenione ;)).


 

Podziel się