Zawsze myślałam, że moim marzeniem jest mieć dużą i  kochającą się rodzinę. I tak jest do tej pory. 

Jednak, gdy urodziły się dzieci to miałam wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu. A raczej ja. Każdy dzień wyglądał podobnie. Pobudki w nocy, poranne karmienie, przewijanie, popołudniowy spacer i drzemka, w  trakcie której robiłam obiad. Dzień nie różnił się od poprzedniego, nie licząc tego, że pory marudzenia moich dzieci ulegały często natężeniu.

Jeszcze zanim urodziła się druga córa, a pierworodna skończyła 6 miesięcy to zaobserwowałam nagły wzrost „marnotrawionego” czasu. Tego czasu, który mogłam wykorzystać na coś bardziej pożytecznego, niż scrollowanie Facebook’a, lub  robienie kolejnej słit foci mojego śpiącego dziecka. Drzemki Laury się unormowały- miała jedną, godzinną drzemkę w ciągu dnia, a czasem dwie 40 minutowe.

I jako matka zgłupiałam. Zupełnie nie byłam przygotowana na taki wzrost czasu „dla siebie”. Do tej pory wszystko robiłam „w biegu” z dzieckiem przyklejonym do nogi/ramienia/cycka/włosów. A tu nagle taki dobrobyt! 40 minut nieprzerwanej ciszy. Woow! Aż nie mogłam znaleźć sobie miejsca.

Tak się bałam, że się zanudzę, że…

Zaplanowałam kolejne dziecko

No może nie do końca tak było 😉 Drugie dziecko było w planach, ale bałam się bardziej czegoś innego-że przy dwójce dzieci „zupełnie się zatracę”. Zatracę się w macierzyństwie, pieluchach, słit fociach i będę gnębiła moich znajomych zbyt dużą ilością zdjęć moich córek. „Zobacz! Tu się przytulają, tu jedna karmi drugą, a tu razem zasnęły! a widziałaś to? Jak to musisz już iść?? Zostało nam jeszcze przecież 125649 zdjęć do obejrzenia!!”.

A na pytanie ” Co u Ciebie?”, odpowiedź by brzmiała:

-Laura zaczęła mówić całe zdania, Lila zaczęła chodzić, szykujemy się do odstawienia pieluch…

-Ale ja pytałam co u Ciebie?

-Hmmm

Wiesz o  co chodzi? Bałam się, że moje życie kręciłoby się tylko wokół dzieci. Opieka nad nimi to coś niesamowitego i nie zamieniłabym tego na nic innego ale… To też RUTYNA. Rutyna, która mogłaby zamienić mnie w robota, który odlicza godziny, minuty, sekundy do 20, by móc dotknąć poduszki i zasnąć. A następnego dnia? Kolejne odliczanie i tak do osiemnastki Lili.

Nie tego chciałam. Chciałam się rozwijać, a jednocześnie być blisko moich dzieci.

Zrobiłam pierwszy krok

Tak też powstało TO miejsce. Dokładnie 4 lata temu- 18 lipca 2013 roku napisałam pierwszy post. Zrobiłam TO. Czasem najtrudniejszy jest pierwszy krok. Lepiej w nieskończoność odkładać, zastanawiać się, niż działać.

A ja chcę po tych 4 latach zachęcić Cię, by ruszyć 4 litery i zrobić pierwszy krok.

Nie mówię, że będzie łatwo

Nawet nie powinno być, bo bardziej docenia się to, co z trudem przychodzi. Ja wiele poświęciłam, by być w tym miejscu, w którym jestem. Czasem nie było warto, niektóre rzeczy mogłam zrobić inaczej, ale jestem w tym miejscu, w którym jestem i jestem z tego DUMNA.

Od miesiąca mam oficjalnie założoną firmę (dostałam na nią dotację, o czym pisałam TUTAJ). Firmę założyłam na bloga oraz fotografię (Magda Jasińska Fotografia).

Jak zaczęła się przygoda z fotografią?

Dzieci mobilizują do robienia zdjęć. Zostajesz matką i od razu rodzi się w Tobie poczucie, że musisz uwiecznić pierwszy uśmiech,pierwszy ząbek, pierwszy kroczek itd.

Ja tak robiłam, ale średnio byłam zadowolona z efektów. Stwierdziłam, że to wina aparatu. Zainwestowałam w lustrzankę, robiłam zdjęcia z funkcją”automat” i wciąż zdjęcia nie były tak piękne, jak tworzą niektórzy.

W końcu zrozumiałam że…

Dobry aparat to nie wszystko!

Dojrzałam do  decyzji, by zapisać się do szkoły fotograficznej. Wybór padł na Akademię Foto OKO.  Szkoliłam się przez rok czasu i to jak przystało na prawdziwą matkę z dwójką małych dzieci, studiowałam zdalnie. Czyli wszystko odbywało się przez Internet. Mieliśmy omawianie prac, filmy instruktażowe oraz konsultacje.

Byłam zupełnie zielona, a dzięki Akademii nauczyłam się od podstaw do czego służą poszczególne przyciski w aparacie, co to jest trójpodział (pisałam o tym TUTAJ), oraz jak ważna jest sama obróbka zdjęcia.

Ważne jest jak kończysz, a nie jak zaczynasz. Czyli o istocie obróbki.

Wciśnięcie spustu migawki to nie wszystko. Ważne jest też to, co zrobimy ze zdjęciem „potem”. Oto kilka przykładów.


Gdyby ktoś powiedział mi choćby 2 lata temu, że będę teraz w tym miejscu to bym nie uwierzyła.

Ale kiedy się próbuje to można zyskać. To jak? Kiedy Ty zrobisz ten pierwszy krok? 🙂

Podziel się