Po publikacji wpisu dotyczącego radzenia sobie z dziecięcą złością (TUTAJ), dostałam od Was wiele zapytań. Bo niby jak można nawiązać kontakt z rozzłoszczonym dzieckiem? Podobno to niemożliwe. A powiem Wam, że to bywa trudne, a nawet ekstremalnie trudne, jednak nie niemożliwe.

Z chęcią podam Wam bardziej konkretne przykłady- jak ma wyglądać dokładnie takie nawiązanie kontaktu, poprę przykładami. Zrobię to, ale … NIE DZIŚ 😉

Dzisiaj skupię się na czymś innym- na NAS. Na rodzicach, bo to głównie w nas jest PROBLEM.

Już widzę tę falę niezadowolenia. Bo jak to? To przecież dziecko się złości, wymyśla nie wiadomo co i to jeszcze ZAWSZE wtedy, gdy akurat się gdzieś spieszymy, zależy nam na tym, by gdzieś szybko dojść, albo zrobić jak najlepsze wrażenie. A tu nasz maluch robi psikus. I nici z dobrego pierwszego wrażenia na znajomych, których widzimy raz na ruski rok.

Czyż nie jest tak? Ja Wam udowodnię, że nieraz, nie dwa, a kilkanaście razy w takich sytuacjach to…

WINA LEŻY PO STRONIE RODZICA

Dlaczego? Bo dajemy sobie prawo do oceny sytuacji, zanim jeszcze dowiedzieliśmy się tak naprawdę „o co poszło?”. Zakładamy najgorsze, bo przecież tyle przeżyliśmy już w życiu i dobrze wiemy, że brak ulubionej spinki na włosach dziecka to nie może być koniec świata!

Jednak dla dziecka jest.

To jest dla niego tragedia, z którą sobie nie radzi, a my jako rodzice dokładamy mu kolejną- BRAK ZROZUMIENIA.

I jak w tej sytuacji ma taki dajmy na to trzylatek sobie poradzić? Liczył na pocieszenie, słowa otuchy, a usłyszał:

No i znowu to samo!

Dolewamy oliwy do ognia, bo zamiast próby uspokojenia, fundujemy sobie kolejne, długie minuty buczenia. Wtedy masz prawo, drogi rodzicu powiedzieć, że ciężko jest uspokoić Twoje dziecko.

NIE DAJ SIĘ ZWIEŚĆ „REKINIEJ MUZYCE”

Pewnie sobie pomyślicie: „O co tej kobiecie chodzi? Jaka rekinia muzyka?”. Już objaśniam 🙂

Rekinia muzyka to termin, który znajdziecie w książce pt. Grzeczne Dziecko (bardzo polecam! Dostępna choćby TUTAJ). Autor przedstawia  w niej eksperyment, który polega na puszczeniu widzom krótkiego filmu, na którym widzimy las. Idziemy nim w stronę oceanu. W pierwszej wersji- podkład muzyczny jest relaksacyjny, ludzie czują się odprężeni. Za drugim razem widzimy ten sam las, ale muzyka jest inna- bardziej złowieszcza. Przypomina słynną melodię z filmu „Szczęki”. Tym razem reakcja widzów jest zgoła odmienna. Są zaniepokojeni, czują, że czyha na nich niebezpieczeństwo.

Dwa te same obrazy- ale inne reakcje w zależności od linii melodycznej. Chciałoby się powiedzieć- tak niewiele trzeba, by przekaz był pozytywny, bądź negatywny.

A teraz spójrzmy na nasze relacje z dziećmi- ile razy w głowie słyszymy „rekinią muzykę”? Gdy tylko usłyszymy kłótnię rodzeństwa w pokoju obok to czy nie mamy już w głowie gotowej wersji zdarzeń?

Ja nieraz tak miałam. Zdarzyło mi się pójść do pokoju obok, przekonana, że to starsza córka uderzyła młodszą. Po czym okazywało się zupełnie inaczej.

Czy nie zdarzyło się Wam pójść do pokoju dzieci i rzucić hasło:

Co mu zrobiłeś tym razem?

Bardzo oceniające i krzywdzące. A można przecież wejść do pokoju i zapytać:

Co tu się stało?

I poczekać na relację i dopiero ocenić. A nie ślepo podążać za złą nutą w głowie. Jak mawiał Sherlock Holmes:

Podstawowym błędem jest formułowanie teorii, zanim uzyska się dane. 

ZASTANÓW SIĘ „DLACZEGO” I „JAK”

Gdy zaobserwujemy złe zachowanie dziecka to poświęćmy chwilę na to, by dociec dlaczego się zachowało w taki, a nie inny sposób. Może jest zmęczone? Może chce zwrócić na siebie uwagę? Nie chodzi o to, by usprawiedliwiać złe zachowanie ale o to, by przyjrzeć się całej sytuacji z szerszej perspektywy. A może dojdziemy do wniosku, że niechciane zachowanie wynika z reakcji adaptacyjnej na coś, co okazało się dla dziecka zbyt trudne?

Istotne jest też jak my reagujemy na rozemocjonowane dziecko. Ton głosu i samo nasze nastawienie potrafi załagodzić nerwy malucha, albo tylko je podkręcić. Sami dobrze wiemy, że z dorosłymi jest podobnie.

Łatwo powiedzieć, ale na co dzień ciężko to kontrolować. Wiem to aż za dobrze. Choćby sytuacja sprzed kilku dni. 

Poszłam niedawno jako opiekunka na wycieczkę dziewczyn z przedszkola. Szliśmy spory kawał drogi do biblioteki. Dwadzieścia jeden sztuk dzieci (w tym dwójka moich), do tego 4 opiekunki. Oczywiście L&L chciały iść za rękę tylko ze mną. Laura dotrzymywała kroku dzieciom, a Lilę trzeba było pospieszać. Z jednej strony Laura ciągnęła moją rękę, a drugą ręką musiałam ciągnąć Lilę.

Na koniec niosłam już Lilę na jednej ręce (słabo się coś czuła), a drugą trzymałam Laurę. Weszłam do biblioteki bardzo zmęczona i liczyłam na chwilę oddechu. Ale moje dzieci miały inne plany. Lila dalej się słabo czuła, ciekło jej z nosa i wciąż chciała na ręce. Laura z kolei nie chciała uczestniczyć w zajęciach z dziećmi, tylko kurczowo się mnie trzymała.

W końcu (z czego nie jestem dumna) wybuchłam.

Z pretensją w głosie powiedziałam do mojej niespełna 5 latki, że więcej nie pójdę z nimi na wycieczkę (a to ona bardzo chciała, bym się z nimi wybrała), jeśli nie będzie uczestniczyć w zajęciach, a tylko wszędzie będzie chciała za rączkę.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że moje emocje i zmęczenie, przelałam na niczemu winną Laurę.

To „jak” powiedziałam było nieodpowiednie. Tym bardziej, że nie poświęciłam czasu na to, by dociec „dlaczego”.

Gdy pojawiły się łzy i lament ze strony Lorci to dopiero zrozumiałam, że ona zachowuje się w ten sposób, bo jestem dla niej WAŻNA. Cieszy się, że jestem z nimi i chce być bardzo blisko mnie. Na dodatek Lili skutecznie odwracała moją uwagę, a Laura chciała być równie zauważalna.

Nie byli ważni koledzy, ani koleżanki. Ważna byłam ja.

W przyszłości pewnie dałabym się za to pokroić, a teraz miałam o to pretensje. Życie bywa przewrotne.

Szybko naprawiłam błąd i przeprosiłam ją za to, że w ten sposób zareagowałam. Wytłumaczyłam jej, że jestem trochę zmęczona i martwię się o Lilę, bo słabo wygląda. Jeszcze przez jakiś czas nie odstępowała mnie na krok- a gdy mi przestało to przeszkadzać, to wtedy ona pozwoliła sobie na zabawę z innymi dziećmi.

To było takie proste, ale i trudne zarazem.

 

Najbardziej niesamowite jednak okazało się to, co nastąpiło później. Jak już wróciła do przedszkola i odebrałam ją pod koniec dnia to w szatni powiedziała mi te słowa:

Super było na tej wycieczce mamo! Pojedziesz z nami też następnym razem?

No cóż… Nie będę ściemniać ale z pewnością następnego razu za prędko nie będzie 😉

Cudne kapelusze L&L – Pupill

 


JEŚLI MYŚLISZ, ŻE JESZCZE KOMUŚ MOŻE SIĘ PRZYDAĆ, TO BĘDZIE MI MIŁO, GDY: 

  • podlajkujesz go albo udostępnisz (wpis TUTAJ)
  • pozostawisz po sobie ślad w formie komentarza
  • zaobserwujesz mojego Facebooka (wtedy będziesz ze wszystkim na bieżąco)
  • dołączysz do nas na Instagramie

 

Podziel się